Serio?
To już oficjalny 400 post na tym blogu odkąd wróciłam do pisania, tak jak się wraca do czekolady w jesienne wieczory.
Oficjalny - bo te wiszące w wersjach roboczych czekają na COŚ.
Poszłam świętować o poranku do Łazienek Królewskich, z tą piosenką w uszach
i chyba pół Warszawy też miało co świętować bo było nieco tłoczno.
Szukam swoich miejsc.
Łazienki są piękne.
Kilka zdjęć mojego nowego świata.
Hacjenda del Sadyba .
Szwedzkie buty-najlepsze buty - ecco
Wymiana ciuchowa miedzy pokojowa - czyli krótki wniosek z mieszkania z koleżankami
Meblościanka wymiata! Dobra, jest smutna i dziwna.
Zlecenia na odległość.
Klimat i Muminki na dobranoc.
Nie chcę nic podsumowywać bo nic się nie kończy.
Ja dopiero zaczynam.
I to jest piękne.
Mogę pisać godzinami, rozmawiać nocami.
Ktoś chętny ?
Dziękuję, że miałam dla kogo napisać te 400 postów.
Wczoraj spędziłam wspaniały wieczór i trochę nocy.
Jazda na rowerach w nocy po Warszawie, trochę deszczu.
Rozmowy o górach, wspinaniu.
Oglądanie Alex'a Honnolde'a z otwartą buzią.
Refleksja nad Deanem Potter'em .
No i decyzja o rozpoczęciu wspinania podjęta.
Czuję, że wróciłam sama do siebie po długiej i burzliwej podróży.
Byłam trochę jak Filifionka
"(...) Ja, która co dzień przeżywam koniec świata i która mimo to nadal ubieram się i rozbieram, i jem, i zmywam, i przyjmuję wizyty, jak gdyby nigdy nic ! (...)"
/Tove Jannson/
A teraz czuję się inaczej.
Jestem szczęśliwa.
Taka jestem dzisiaj - mieszkam w Warszawie, rysuję, oglądam stare kamienice i pragnę samotnych wypraw.
Wieczorem pachnie już najbardziej jesienią. Wszystko opada, zmęczone i stęsknione za pierwszym chłodem co zwiastuje zmiany.
Zapach świeżego prania i czystych półek, które dopiero odkurzone pachną lasem.
Już zapomniałam jak fajnie mieszka się samemu - z dziewczynami.
Możesz rozmawiać do rana o chłopcach.
Przeglądać ciuchy i stawiać siebie nawzajem do pionu. Gotować razem te wszystkie super fit potrawy, których chłopcy nie lubią. Bo przecież nie ma nic lepszego niż schab. Czy coś.
A mi się marzy pomidorowa mojej mamy.
Albo tłuczone ziemniaczki.
Dużo ziemniaczków.
I koperek i kwaśne mleko.
I spacer o świcie.
I wyprawa do Norwegii, z plecakiem i w sukience w paski.
Dzisiaj chcę siedzieć na Fiordzie.
Mieć wielki wianek na głowie z polnych kwiatów.
Wannę w ogrodzie i zapas waniliowych mydeł.
Spiżarnię pełną powideł śliwkowych.
Duże okna od podłogi aż po sufit w małym białym domku pod lasem.
Do mojej pracy dojeżdżam około godziny. Trasę znam już prawie na pamięć. To miasto mnie wzrusza i wybiera za mnie ścieżkę dźwiękową.
Ale tęsknie za górami, za tym, że miałam do nich godzinę i byłam w raju.
I żałuję, że ostatnich tygodni i miesięcy nie spędziłam na szlaku.
Nie dałabym rady.
Sama nie pamiętam kiedy to się zaczęło. To uczucie gdzieś w brzuchu i to głębokie wzruszenie co chwyta Cię za gardło.
Kto mi to zrobił?
Dlaczego tak tęsknię? Przez ostatnie miesiące zawsze było coś ważniejszego. Praca, ilustracje, lekarz, terapia, spanie.
Czy da się tą tęsknotę gdzieś położyć na niewidzialną półkę i wyjąć w razie potrzeby?
Układanka jest niepełna.
Samotnej podróży mi trzeba. Ale to już nie długo. Cztery godziny w pociągu i szum morza wyciągnie ze mnie wszystkie zwierzenia.
Zwolniłam w paradoksalnie wielkim mieście. Nie spinam się.
Kiedy miałam dwanaście lat to harcerstwo stało się odskocznią od całego zła. Raz na trzy miesiące biwakowaliśmy w górach, w chatce na lasku. To był najpiękniejszy okres w moim życiu. Z plecakiem większym od siebie pokonywanie każdego kroku było wielkim wyzwaniem, do którego podeszłam niezwykle ambitnie. Tam poznałam kilku wspaniałych ludzi.
Podobno dużo gadałam na szlaku. Ale podobno było to zabawne.
Teraz też dużo mówię.
A potem żałuję.
Już nie usłyszę gitary, nie będzie wielkich emocji przy zapalaniu kominka. Chatka na lasku nie zatrzęsie od naszego śpiewania.
A wszystkie ostatnie dziecięce wzruszenia zamknęłam gdzieś w środku.
Nie wiem skąd ten post w mojej głowie.
Chyba mnie tak wzięło przez projekt do pracy nad którym siedzę.
Sposobów na smutki znam bez liku. Na ten przykład o, pierwszy z brzegu najprostszy i najbardziej kobiecy : (w moim mniemaniu kobiecości)
Długa kąpiel - gorąca czekolada - bajki Disney'a do rana.
Dzisiaj mam zamiar testować.
Bo Paulina Wnuk mnie zainspirowała . milion serduszek.
Można jeszcze pooglądać stare komedie z lat trzydziestych. I zakochiwać się wciąż od nowa w Zbigniewie Rakowieckim.
Pamiętam jak byłam w lutym w Warszawie i spacerowałam po Krakowskim Przedmieściu z czekoladą w kieszeni, słuchając wszystkich piosenek ze starych przedwojennych filmów jakie udało mi się cudami zdobyć na iPoda.
Odkąd tylko pamiętam moja dusza tkwi w starych czasach.
Jedna z najulubieńszych z Mirą Zimińską na czele.
A jak nie pomaga czekolada, bajki i stare komedie to
Wiem, że pomaga spacer w deszczu - nieco paradoksalnie.
Leśna wyprawa z plecakiem i termosem.
Czytanie Muminków.
Herbata z miodem z pasieki dziadka.
Krem z marchewki.
Jabłko.
I praca - dużo pracy.
Dzięki Bogu, mam jej naprawdę dużo.
Warto też przystanąć na chwilę, zastanowić się za co możemy być wdzięczni.
Bo nigdy nie jest tak źle jak nam się wydaję.
Łapcie lato.
Lola
PS. Joga też pomaga. Wszak już sam Pan Kleks śpiewał, że
W zasadzie post powinien mieć tytuł : Piosenki mojego życia. Ale ten patetyzm mnie nieco przeraża.
Łapcie piosenki, których słucham wszędzie.
Najbardziej jednak w czasie długich podróży. Najlepiej w nieznane. Owa podróż mile widziana.
Bardzo dawno-nigdy- nie miałam takiej karuzeli w głowie. I tym razem to nie urocza karuzela pełna różowych koników ze złotymi dodatkami jak w jakimś Paryżu.
Ta karuzela mnie przyciąga jak nie wiem co. Jest nieco mroczna. Ale coś mi mówi, że jak ją pokonam to będzie.... pięknie.
Jest tego więcej.
Ale wszystko w swoim czasie.
Tymczasem muszę rozwiązać najważniejszą kwestię na dziś - co ja na siebie włożę?
Lola
PS. na mojej playliście jest jeszcze Enrique Iglesias. Ale ciii.
Pierwszego sierpnia skończyłam 24 lata.
I chyba jeszcze kilka miesięcy temu nie sądziłam, że będę tutaj, w tym miejscu w którym teraz jestem.
Jestem wdzięczna za każdy dzień od pewnego majowego południa.
Od dwóch dni mieszkam w Warszawie.
Jest pięknie.
Ten post układałam w głowie od trzech tygodni. W słuchawkach grało mi na zmianę dwudziestolecie międzywojenne ze Zbigniewem Rakowieckim na czele (och Zbigniew, czemu Cię zabrało Powstanie?) i Edith Piaf śpiewająca, że niczego nie żałuję.
Ja też niczego nie żałuję.
A najbardziej cieszę się z tych wszystkich złych i smutnych momentów.
Bo to one odsłaniają mi gwiazdy, które kocham.
Z okazji moich urodzin przedstawiam 24 Perełki Mojego Życia
1. KOSMOS
Nigdzie nie odpoczywam bardziej niż w górach i w... planetarium.
Niski głos Pana opowiadającego o gwiazdach jest lepszy niż czekolada.
No dobra, nie ma nic lepszego niż jedzenie czekolady w Kosmosie. Na razie mam w planach góry i nocne oglądanie gwiazd. Z gorąca czekoladą w termosie i różowym winem. Jeśli chodzi o kwestię Kosmiczną to na emeryturze planuję jeden rok piec ciasta dla NASA. Bo przecież coś muszą jeść Ci Kosmonauci i inni kosmiczni czarodzieje.
Tymczasem mam swój mały gwiazdozbiór na szyi.
Piękny słoneczny marzec. Mikołaj K. i ja.
Opiekun na wycieczce dla dzieci - poważna Pani Karolina Lola Ł.
Planetarium Śląskie - oskarżone o wywoływanie marzeń bez limitu.
Namalowałam sobie Kosmos.
2. Jazz, tańce, charleston i sukienki w kropki.
Sama nie pamiętam kiedy wpadłam po uszy w Jazz, przed lustrem ćwiczyłam Charlestone'a i kiedy ubrałam swoją pierwszą sukienkę w kropki. Ale to jest to. I tak sobie myślę, że dobrze, że nikt tego nie widział. Jedyne co mi zostało to recytowanie wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego pt. 'Strasna Zaba'.
Po winie.
Na środku Pl. Piłsudskiego w Gliwicach.
W ciepłe letnie noce.
A Jazzu najlepiej się słucha spacerując po kocich łbach w deszczową noc.
Muszę się pogodzić, że nigdy nie będę Femme Fatale z Kabaretu. Szkoda.
No i raz zagrałam Hankę Ordonówną - w koronkowej sukience obwieszona perłami na szpilkach retro.
" Na pierwszy znak, gdy serce drgnie. Ledwo drgnie a już się wie, że to właśnie Ten, tylko Te-en"
Szkolne przedstawienie zrobiło furorę zagrane na korytarzu pomiędzy pracownią biologiczną, matematyczną i informatyczną po którym sto lat wstecz chodziły Zakonnice.
3. Tove Jansson & Astrid Lindgren & Walt Disney
Pierwszej zawdzięczam umiejętność czytania między słowami i miłość do morza nad którym nigdy nie byłam. Nauczyła mnie, że kreowanie własnego świata to najpiękniejsza odskocznia od całego zła.
Drugiej dziękuję za Pippi, Dzieci z Bullerbyn i najpiękniejsze wspomnienia kiedy to mając siedem lat zarywałam noce czytając pod kołdrą ze schowaną lampką jej wszystkie książki po kolei.
Bo miałam to (nie) szczęście, że bardzo szybko nauczyłam się czytać.
Trzeciemu dziękuję za to, że do dzisiaj wierzę w swoje marzenia.
Nauczył mnie, że choćby nie wiem co to należy słuchać swojego serca. A moje zawsze mi mówi: Rysuj Lola, wtedy się wszystko ułoży.
4. Czekolada
Sami sobie łamiemy serca na tysiące sposobów a potem sklejamy je czekoladą.
5. Góry
Były blisko. Gdzieś po drodze nauczyły pokory i bycia dzielną. Dźwigania i odpuszczania.
Tęsknoty.
I ten zapach o świcie przed drewnianą chatką na Lasku. Tęsknię za tymi górami których nauczyłam się sama.
6. Cynamon
Jak jest mi smutno to zapalam cynamonowe świeczki. Piekę ciasto z cynamonem. Przydałyby się jeszcze cynamonowe perfumy.
7. Rodzina Addamsów
Bo w Pyskowicach mieszkałam obok zakładu pogrzebowego, naprzeciwko dentysty a pode mną był monopolowy. A obok dentysty była taka długa droga w dół. Był tam weterynarz , jakieś domki.
A pośród tych domków był jeden zabity deskami dom. Dom Strachów. I zawsze się bałam przechodzić obok ale jednocześnie coś mnie przyciągało.
Sama nie wiem co. Ale był to idealny dom Rodziny Addamsów.
Jak byłam mała to chciałam być Wednesday.
Po prostu uwielbiam. Za czarny humor i wszystko inne.
Mistrzostwo.
8. Pyskowice
Moje miasteczko.
Miejsce w którym zawsze zbieram się w garść. Wystarczy spacer do lasu, pomiędzy małymi domkami. Zapach dymu z kominów jesienią i liści. Nasz duży dębowy okrągły stół w jadalni, most dzielący Pyskowice na pół. I wielki park, któremu zwierzałam się z wielu rzeczy.
9. Wytwórnia Pocztówek
Był upalny lipcowy dzień 2013. Siedziałam w domu i zastanawiałam się dlaczego ludzie nie wysyłają sobie kartek?
Kliknęłam na Facebooku w zakładkę utwórz stronę i tak jak mi podpowiadało serce wpisałam : WYTWÓRNIA POCZTÓWEK.
W założeniu chodziło o kartki, które śle się z miłością.
A potem poszło wszystko tak szybko, że w listopadzie dostałam zamówień na łączną ilość ok. 500 kartek.
Wszystkie robiłam ręcznie.
13 grudnia miałam swoją wystawę którą poprowadziłam z gorączką.
Byłam szalona i szczęśliwa, bo kartki szły jak czekolada i sprawiały ludziom radość.
I ... robią tak do tej pory.
Wytwórnia działa, ma swoje miejsce i czuje się świetnie.
10. Króliki i inne ilustracje
Nie potrafię chyba opisać słowami jak bardzo jestem wdzięczna Bogu za tą pasję. Zbudowała całe moje życie i przynosi mi wciąż same piękne chwile.
Rysowanie jest lekarstwem na całe zło.
Króliki z Matyldą na czele, to projekt na całe moje życie.
11. Lola i Cynamon
Mieszkanie obok Zakładu Pogrzebowego, czytanie książek na wyścigi z moją siostrą, zapach cynamonu, zapach jesieni, morskie tajemnice i ten moment w życiu który jest tylko raz - chyba to wszystko prowadziło mnie do napisania książki.
www.lolaicynamon.blogspot.com
kiedyś udostępniałam tutaj jej fragmenty. Wiele się od tego czasu zmieniło.
Piszę nadal. Ale dałam sobie czas. Bo czegoś mi brakowało. A chyba ostatnio znalazłam brakującą część siebie samej.
12. Psy
Kiedy umarł mój pierwszy pies Maks z którym dzieliłam wszystkie dziecięce smutki i radości minęło 10 lat i pojawiła się Kora.
Z którą rysuję.
Do której mówię.
Z którą razem piekę ciasta.
I zdarza się nam razem śpiewać ( uszanowanko dla sąsiadów).
13. Sztuka
Mój dziadek to moja największa inspiracja. Obraz który namalował dla mojej mamy wisi w naszym domu odkąd tylko pamiętam. To On podarował mi pierwsze kredki, pokazał jak narysować konia i krzyczał na mnie gdy robiłam coś byle jak.
Jedyne czego chcę to żeby czuł się dumny.
14. Włochy
Dolce far niente - czyli magia nic nie robienia.
Kiedy pojechałam w tym roku pierwszy raz do Włoch wpadłam po uszy. Już pisałam o tym tutaj, skąd się wzięła moja magiczna więź z tym krajem.
Jestem oczarowana i zaczarowana. I wiem, że kiedyś tam zamieszkam.
15. Las
16. Cukiernia
Praca w cukierni była najlepsza na świecie. Szkoda tylko, że moje jeansy tak nie myślą.
17. Amelia
Wszystko się zmienia na lepsze po obejrzeniu tego filmu.
18. Bajki
Mam szczególny sentyment do Czerwonego Kapturka.
Przez tą bajkę pierwszy i jak na razie ostatni raz złamałam rękę.
Fajnie było.
19. Zima
Zimą jest najpiękniej.
20. Słowa
Lubię słowa. Z nich zawsze układają się piękne sprawy.
21. Roboty
Mieszkałam w Gliwicach. Mieście romantycznym i technicznym. I pamiętam, że zakochałam się kiedyś w chłopcu który kochał roboty. Miłość platoniczna do niego przeminęła ale ta do robotów pozostała.
I chociaż nie wiem po co śrubka akurat w tym miejscu to coś mnie do nich przyciąga.
22. Trzy siostry Ptak
Kiedyś narysowałam trzy siostry.
I to od nich zaczęła się jedna z największych przygód mojego życia.
23. Ten blog.
Sześć lat temu założyłam tego bloga żeby nie myśleć o złych rzeczach.
I to była jedna z moich najlepszych decyzji.
24. Warszawa
Ta perełka dopiero się przede mną odsłania.
Ja przed nią też.
Czuje że się polubimy. W rytmie Jazzu przemierzając samotnie ulice jej miasta pełne tajemnic i wspomnień.