Życiowy update.

Ostatnio noce mieszają mi się z dniami, herbata z wodą, którą pije litrami. 

A stojąc na Wrocławskim rynku czuję jak wiatr przytula moje włosy i pachnie górami. 
Codziennie wstaję rano i biegnę do pracy na Wyspie Piasek.
Researche, blogerzy, portale, skracanie, lajkowanie. Opisywanie.
Potem w domu jedyne o czym marzę to piżama w Muminki i stos książek.
Ale wybrałam życie, które sobie wyrysowałam. Więc rysuję, słucham piosenek o miłości.

Ostatnio trochę przystopowałam. Wróciłam do samej siebie z tamtych letnich dni, kiedy biegałam nad jeziorem spalona słońcem, wymieniałam niegrzeczne SMS-y z wakacyjną miłością. Całowałam się w deszczu stojąc na środku leśnej ścieżki.
Mijałam ślimaki na parkowych chodnikach i byłam pijana od szczęścia. 

To było siedem lat temu, kiedy założyłam tego bloga. 

Dzisiaj siedzę na nie swoim łóżku, w nie swoim pokoju. 
Śpię pod nie swoją pościelą, jem i piję z nie swoich naczyń.
Trzymam kilka ubrań o dwa rozmiary za małych, w które wiem, że wejdę.

Pierwszego sierpnia skończę 25 lat i siedem lat temu widziałam siebie siedzącą na poddaszu własnego mieszkania w starej kamienicy i pijącej różowe wino.
Nie wyszło.

Miałam za to przez te ostatnie lata cały wachlarz emocji, których nie przewidziałam.
Były łzy na moim Dyplomie, że dostałam tylko piątkę.
Były łzy, kiedy musiałam wyprowadzić się z domu w ciągu kilku minut.
Były łzy, kiedy były pogrzeby.
Były łzy, kiedy nie mogłam rano wstać z łóżka. Bo tak bolało.
Były łzy, kiedy nagle waga pokazała 30 kilo więcej.
30 kilo, więcej smutków, niepewności, żalu i strachu.
30 kilo, więcej zabrało mi paradoksalnie 30 kilo mniej miłości do siebie samej.

Przestałam być swoim przyjacielem.
Nawet wtedy kiedy czekałam Instytucie na wyniki badań.

A teraz mam za chwilę 25 lat i zaczynam wszystko od nowa.
To nie jest złe.


Jestem tylko przerażona.
Dobrze, że są puste Kościoły. 


W moich dziennikach od kilku miesięcy zapisywałam magiczne zdanie 'muszę się ogarnąć'.
Ale co to tak naprawdę znaczy?
Nie da się nagle wszystkiego ogarnąć.
Trzeba mieć plan.
Po kolei wszystko. Powoli. 
I wiecie co, trzeba się dużo modlić. On naprawdę słucha. 

A teraz zamiast poddasza wolę szczyt jakiejś góry w Bieszczadach ( bo tam najlepiej widać Kosmos) i drugą ciepłą dłoń w swojej. 

A tak przy okazji, nie wspominają ile razy usłyszałam w ciągu kilku dni, że źle zrobiłam, że wyprowadziłam się z Warszawy/Gliwic. 

Napiszę wprost - możecie się bujać.
W życiu swoim nie sądziłam, że jestem taka dzielna.



Share this:

CONVERSATION

3 komentarze:

  1. jeśli masz pidżamę w Muminki to jest dobrze. lub będzie dobrze.
    25 lat to piękny wiek. wtedy też chodziłam po wrocławskim rynku z głową pełną marzeń.
    teraz tam tylko bywam. niezbyt często, niestety. ale wciąż mam głowę pełną marzeń :)
    pozdrawiam i kciuki trzymam za nowe ścieżki. te w Tobie i przed Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś nieprzyzwoicie młoda, tyle Ci powiem.
    W twoim wieku też spałam w nie swoim łóżku i tak było do czasu, gdy bujałam się po stancjach.
    Ale wszystko się kiedyś kończy;).

    A ja wiem, że Warszawa nie dla Ciebie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Lolu kochana. Jestem 10 tysięcy km od od domu i marznę pod kołdrą własnych lęków. Twoje słowa dotykają mnie, gdzieś między wersami skrzypi cieniutka strużka ciszy o tym, że nikt nie nauczył nas żyć. A tak trudno jest lekko i pięknie żyć. Mnie wystarczyłoby po prostu. Bez wielkich łał. Po prostu "po prostu". Dzięki za te słowa.

    Mam pracę marzeń, jestem tu z Najważniejszym Człowiekiem Świata i nie jest on beduinem, Chińczykiem czy innym Abdullahem. Za chwilę ma połączyć nas Sakrament. Bez rodziny, bez bliskich, gdzieś w przejściu między jednym składaniem dokumentów o "lesze życie", a drugim ustalaniem priorytetów, że przecież w Polsce może i pięknie ale "jak chcecie do czegoś dojść - to tylko zagranica".

    To już druga moja emigracja. Pierwszą była kilkuletnia Skandynawia, teraz Stany.

    Urządziłam tu dom marzeń, dom, przy którym najlepsze rzeczy z pinteresta mogą się schować. Stać mnie niemal na wszystko. Mam diamentowe ołówki do brwi i atłasowe notesy do notowania myśli. I tylko te myśli zamiast diamentów i kaszmiru - patykowe, piaskowe, kamienne...

    I tylko w takich chwilach jak ta dziś, kiedy jest amerykański Collumbus Day i biura nie pracują, siedzę pod kocem, w swoim pięknym domu i słyszę pod swetrem trzepot traw i ździebeł na wietrze. Tych , które zostały Tam. I widzę siebie, która brodzi po jesiennych, bieszczadzkich łąkach, po pagórkach bez nazw, omijanych przez ludzi. Pod kapliczką z Najważniejszym.

    Ja się modlę. Wiem, że On słucha.
    Co będzie dalej - zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń