I co teraz?
Dawno mnie tutaj nie było.
Sama nie wiem dlaczego.
Ostatni wpis był o miłości.
Dzisiaj nie wierzę w miłość.
Jedyne w co uwierzyłam ostatnio to ciężka praca. Udało mi się w ciągu ostatnich kilku tygodni rozwinąć niesamowicie skrzydła. Mimo tego, że wszystko co ważne i co miało być na całe życie - rozpadło mi się dookoła.
Nie wpadłam w histerię.
Ogarnęłam to na zimno i z lekkim przerażeniem.
Bo nie bolało tak jak powinno.
A może to cisza przed burzą? Może mnie dopadnie w jakimś warzywniaku pomiędzy burakiem a cebulą?
Kręcę te śmieszne vlogi.
Uśmiecham się.
Nie wiem czy udajÄ™.
W sumie to nic nie wiem.
Po pracy biegnę po kocich łbach do tego Kościoła na starówce, żeby ćwiczyć oddychanie.
Nawet nie mam siły nic narysować.
Nic mi nie smakuje.
Tylko ciuchy jakoś lepiej leżą. I mam cudną pracę.
Dobra koniec tych smętów.
W weekend odwiedziłam Madzię. I jak zwykle nabrałam dystansu, snułam marzenia na żywo. A wracając pociągiem do Wrocławia czułam się tak jakby ktoś przykleił mi plaster na duszę.
Jest mi raźniej.
Podcięłam włosy, kupiłam sukienkę i chodzę częściej na obcasach. Kupiłam nową szminkę. I chodzę wyprostowana.
Wracam do siebie powoli.
Pomiędzy górskimi szlakami a Wrocławiem. Słucham starych piosenek. Odkopuje pasiaste koszulki. Piekę znowu ciasta.
Tylko czasami sama ściskam sobie swoją dłoń i dodaję sobie otuchy.
Dobrze, że ktoś wymyślił termofor. Jeszcze nigdy nie było mi tak zimno.
I co teraz?
Nic.
To co od niedawna.
WstajÄ™ po 5:00
biorÄ™ zimny prysznic.
I biegnÄ™ na przystanek.
Potem piekarnia i praca.
a potem dom - termofor i czekanie aż to zimno mi minie.
Bo jakoÅ› minie, prawda?
L.