no title vol.9.
Pewnego
razu, w porcie Nadmorzem zacumował statek handlowy. Przystojny
marynarz Wiktor Mak, którego pasją było odkrywanie nowych smaków
przywiózł ogromny wór ziaren kakao i wielkie tajemnice na
produkcje czekolady we wszelkiej formie. Statek odpłynął a Wiktor
został.
Bo się zakochał do szaleństwa w Neli.
Prababci Loli.
Miłość
i czekolada były zawsze najważniejsze.
Dzięki
miłości i czekoladzie można było wszystko.
Lola
wychowała się w cieniu wielkich tajemnic, niedokończonych spraw,
tajemniczych zniknięć. W miasteczku gdzie nikt nigdy nie powiedział
,że kogoś nie zna.
Wszyscy
chodzili do Kościoła.
Wszyscy
zamiatali koło swoich domów, kamienic, sklepów.
Nadmorzem
zarządzał Ferdynand Zasada.
I
z zasady codziennie rano wędrował do Pijalni Czekolady, na szybką
mleczną z kroplą wanilii, a na wynos brał dwie praliny.
Najczęściej te z różą.
Praliny
dla Panny Zuzanny.
Panna
Zuzanna była jak to się pięknie mówi – Starą Panną.
I
nic to, że tak naprawdę stara nie była.
Dla
koła Gospodyń Plotkarskich ,kobieta mająca trzydzieści pięć lat
i nie mająca męża jest tym kim jest.
Ferdynand
Zasada był zakochany do szaleństwa w Pannie Zuzannie Nicto.
Wiedzieli
o tym wszyscy w Nadmorzem, łącznie z cumującym raz na kwartał
samotnym marynarzem z samotnego statku.
Ale
jak to zwykle bywa, sama zainteresowana żyła w błogiej
nieświadomości.
Składając
codziennie rano Ferdynandowi papiery, umawiając spotkania, parząc
kawę.
I
dostając rano na biurko o godzinie dziewiątej dwie praliny.
Najczęściej
z różą.
Kobiecą
wadą jest ślepota, nie zwracają uwagi na rzeczy oczywiste,
skupiając się jak zwykle na drobiazgach.
W
Nadmorzem, miasteczku miłości, morza, czekolady, dwóch latarni
morskich i domu na środku jeziora nikt nie spodziewał się nagłego
przybycia nieznajomego.
O
godzinie osiemnastej, w pierwszy poniedziałek grudnia, w jasnej
kuchni z sosnowymi meblami przy okrągłym stole siedziała Lola.
Pisała
w zeszycie pomysły na jutro.
Pomysły
na jutro to zbiór zadań, receptur, wystroju Pijalni i tajemnic z
najdalszych zakątków duszy Loli.
Zaczęła.
Jutro
wtorek, więc czas na praliny. Kocham czekoladę po zmroku.
Idę
do sypialni, zdejmuję Jego szary sweter w którym chodzę kiedy mi
zimno.
Czyli
cały czas.
Zakładam
koszulkę w paski bo kiedy produkuję czekoladę, to odkręcam
kaloryfery na najwyższe grzanie, okna są zaparowane a w mieszkaniu
unosi się tajemnica. Spinam włosy i idę do kuchni. Rozkładam
skrzydła dębowego stołu, wykładam go pergaminem. Rozpuszczam,
mieszam, przelewam, solę, słodzę, podgrzewam.
Chilli.
Tak.
Za
mniej niż dwanaście godzin ma być za oknem minus dziesięć
stopni, więc nic nie szkodzi żeby wtorek był dniem chilli.
Wszystkie
ostre przyprawy idealnie komponują się z czekoladą. Zupełnie
tak, jakby nie była taka słodka, taka oczywista.
Tak
jak tajemnica.
Tak
jak kobieta.
W pierwszy poniedziałek grudnia, z peronu numer jeden o
godzinie szóstej nad ranem odjeżdża pociąg w kierunku Francji. Po
drodze, zatrzymując się Nadmorzem, wysiada z niego jeden pasażer.
Mężczyzna wysoki, w półdługich ciemnych włosach, z
lekkim zarostem, ubrany na czarno, z kapeluszem na głowie, walizką
z jakimś instrumentem i workiem żeglarskim przewieszonym przez
ramię. Na nogach ma ciemne, ciężkie buty , którymi właśnie
teraz zmierza w kierunku bliżej nieokreślonym.
Nie wie nic o mieście.
Nie wie gdzie dzisiaj będzie mieszkać.
Dziwne
to miasteczko, ten peron, ten zapach. Nie rozumiem, dlaczego jakiś
dziwny głos kazał mi tu wysiąść.
Dlaczego
nie dotarłem do Paryża?
Z głosem w naszej duszy jest tak, że nie wolno nam pod
żadnym pozorem go ignorować.
I już.
Kiedy go jednak nie posłuchamy, to mamy wrażenie że
coś nas uwiera. Tak jak kamyk w bucie.
Filip miał dojechać do Paryża.
Miał.
Jednak gdy na stacji Nadmorzem do jego nosa dotarł
zapach cynamonu, całe jego jestestwo krzyknęło WYSI ĄDŹ!
I Filip Nędznik podniósł się z wygodnego i ciepłego
miejsca w przedziale, ubrał czarną wojskową kurtkę, założył
kapelusz. Sprawdził czy nie zapomniał tajemniczej walizki i reszty
swojego świata.
Wraz z pierwszym krokiem postawionym w tym dziwnym
nadmorskim miasteczku, Filip poczuł że siła cynamonu i cała jego
magia która unosi się w powietrzu sprawiła, iż nic nie dzieje się
bez przyczyny.
A Paryż zawsze będzie na niego czekał.
Wieść o nowym mężczyźnie w Nadmorzem rozchodzi się
szybko. Kioskarz Emil Nicto, o godzinie szóstej zero pięć
przyjmuję ostatnią dostawę lokalnej gazety ' Morze i ludzie' gdy
jego oczom ukazuję się wysoki mężczyzna z bagażem, który jak
widać, zmierza donikąd.
Kiosk Emila Nicto był jedynym kioskiem w mieście.
Usadzony tuż przy dworcu, z czerwoną elewacją i ogromnymi oknami
był raczej mini salonikiem prasowym aniżeli zwyczajna szarą budką.
U Emila można było dostać świeżą porcję gazet,
krzyżówek, długopisów a po dwunastej w południe również
najświeższą porcję plotek. Bo Emil Nicto, ojciec Zuzanny w swoim
kiosku – nie kiosku- zbierał i podpatrywał najświeższe
informacje z życia miasteczka. A tuż po zamknięciu, kilku
statecznych starszych Panów zasiadało na zapleczu i oddawało się
grze w karty. Popijając przy tym kakao na gorąco prosto z Pijalni
Czekolady na ulicy Morskiej.
Filip Nędznik dostrzega niskiego starszego Pana
krzątającego się obok najwęższego sklepiku jaki w życiu
widział. Na oko sześćdziesięcioletni, z burzą siwych loków,
ubrany w brudno zieloną kurtkę i spodnie w kratkę wzbudza w nim
śmieszne uczucia.
- Dzień dobry! Przepraszam czy jest tu jakiś hotel? Pensjonat? Cokolwiek, gdzie mógłbym się na chwilę położyć.
- A kim Pan jest?
Takiego pytania Filip się nie spodziewa. Nie powie mu
kim jest ani co tu robi, bo zostanie uznany za wariata, czy innego
zwariowanego człowieka.
- Jestem Filip, a Pan?
- Emil Nicto.
- Mhmmm... czy w takim razie, kiedy już dokonaliśmy formalności może mi Pan powiedzieć gdzie znajdę miejsce w którym istnieje szansa na nocleg?
- A na ile się Pan zatrzymuję?
- Nie wiem. Może na dzisiaj, może na kilka dni, tygodni, miesięcy. Może na zawsze. To zależy od tego czy znajdę tutaj to czego szukam?
- A czego Pan tu szuka?
- Niestety, dopóki nie znajdę to nawet ja sam nie będę o tym wiedzieć.
Spokój w Nadmorzem jaki panuję tego poranka jest
niesamowity. Zapach cynamonu i morza, szum wiatru, fale uderzające o
skały, śpiew ptaków. Pierwszą rzeczą jaką Filip zauważa jest
to, iż w tym dziwnym miasteczku nie ma ani jednej rzeczy nie na
swoim miejscu. Wszystko ma swój określony ład i funkcję. Nawet
ten śmieszny Pan Emil Nicto idealnie wpasowuje się w scenerię.
O godzinie szóstej trzydzieści Filip już wie, że
hotelu brak, pensjonat jest oddalony o dwadzieścia kilometrów od
miasteczka więc może by spróbował tam.
- Tam też pachnie cynamonem?
- Nie, skąd.
- To dlaczego tutaj ten zapach jest tak intensywny?
- Ten zapach to od ulicy Morskiej.
- A co tam się znajduję?
- Maleńka eee kamienica?
- Ee?
- No w zasadzie to nie kamienica, a domek z kamienia, dworek? Sam nie wiem, u nas wszystkie domki są specyficzne, Pan sam zobaczy. Mieszka tam Lola, dziwna trochę, non stop w koszulkach w paski biega, i prowadzi rodzinną Pijalnię Czekolady.
Emil zauważył, że Filip nagle stał się
zaciekawionym nieznajomym, więc postanawia :
-Panie Filipie, Lola ma chyba wolne poddasze, Pan
zapyta.
-Dlaczego wolne?
I tu właściwie Emil nie wiedział co ma odpowiedzieć,
bo o tym że Lola ma złamane serce wiedzą wszyscy ale czy
nieznajomy wiedzieć o tym powinien?
Niekoniecznie.
- Panie , Pan pójdzie i zapyta czy Panu wynajmie, ja nic nie powiem więcej.
- Dziękuję, rozumiem że mam podążać za zapachem?
- Tak.
O Loli w mieście mówiono wiele.
Że w tych paskach ciągle biega.
Że samotna.
Że w żałobie.
W dziwnej żałobie.
Że ciągle tylko ta czekolada i czekolada.
Lola jest sama jak palec i taka jest prawda, nie wiadomo
co się stało z jej rodzicami, z jej marzeniami.
Całe miasteczko było na Jego pogrzebie.
Całe miasteczko widziało jej twarz, na cmentarzu, i to
jaka pusta się wydawała.
W Nadmorzem wszyscy pamiętają.
Oni nigdy nie zapominają.
O godzinie ósmej rano, Filip podążając za zapachem i
sercem staję przed najdziwniejszym domem jaki kiedykolwiek widział.
Dom ów stoi na rynku, wtulony pomiędzy kwiaciarnię,
zakład pogrzebowy, małe kamienice.
Na środku rynku stoi fontanna, aktualnie bez wody. Tuż
za fontanną ulokowany jest Ratusz gdzie za godzinę Ferdynand Zasada
zostawi po kryjomu dwie różane praliny dla Panny Zuzanny.
Filip stoi i patrzy. Widzi ni to dom, ni to kamienice.
Ma jedno piętro plus poddasze.
\
****
L.
przeczytaj książkę "spoźnieni kochankowie", wydaje mi się, że jest w stylu który Ci się spodoba;)
OdpowiedzUsuń'spóźnieni kochankowie' to jedna z moich ulubionych ksiażek (:
OdpowiedzUsuń