Wśród niektórych znajomych uchodzę za osobę, w której życiu coś się ciągle zmienia.
I często nie zależy to ode mnie.
Zazwyczaj są to zmiany na lepsze.
I mam nadzieję że tak też jest tym razem.
Dzisiaj śniło mi się że jestem w ciąży, oprócz tego, że był to jeden z piękniejszych snów, to w senniku wyczytałam, że zwiastuje pozytywne zmiany.
Czyli jest nadzieja.
Do rozmowy, która być może zmieni moje życie zostały niecałe już dwa tygodnie. I zawsze, przed każdą wystawą, każdą prezentacją jaką mam okazję wygłaszać w pracy i nie tylko stosuje swój super ekstra specjalny zestaw motywacyjny.
Po pierwsze: Wujek Youtube i kanały motywacyjne z TED na czele.
Serio oglądanie tych wszystkich przemówień sprawia, że nie dość że siedzę z otwartą z wrażenia buzią i gęsią skórką na kolanach (nie pytajcie)- to po każdym takim filmiku mam ochotę wstać i zmieniać swoje życie.
Tylko dziwnym trafem za każdym razem leży obok mnie Kora i całym swoim futrzanym , dwudziesto - paro kilowym ciałem przepełnionym bezwarunkową miłością mówi:
GŁASZCZ MNIE !
No to głaszczę i włączam kolejny i kolejny filmik.
Bardzo się cieszę, że mam w sobie pokłady niewypowiedzianych słów, to sprawia, że jak już zacznę mówić, to wpadam w cudowny FLOW przemawiania, tym sposobem zrobiłam jedną z lepszych prezentacji w Centrali Decathlon w Warszawie w swoim życiu.
Nauczyłam się, że przemawianie jest fajne.
Mam też coraz częściej tak, że widzę realne i konkretne rozwiązania co do problemów w moim artystycznym życiu i jego rozwoju.
Od września zamierzam biegać na konsultacje do pracowni ilustracji, kurs graficzny?
oczywiście!
Lola a chciałabyś zostać projektantem-ilustratorem Google Doodle?
No jasne, tylko jak to zrobić?
Po prostu zacznij!
Sprawa zrealizowania tego marzenia jest dla mnie jasna, zacznę od mojego bloga.
Mam już kilka szkiców Panno Lolowych Doodli i mam nadzieję, że je wkrótce zobaczycie i będą stałym elementem bloga.
Planuję też w końcu, po kilku latach przenieść się na swoją domenę i stworzyć stronę o ilustracjach, gotowaniu i tym wszystkim co moje .
Coraz częściej czuję się jak Bradley Cooper w filmie 'Jestem Bogiem' tylko, że moim narkotykiem jest wizja prostego szczęśliwego życia.
Jakkolwiek to brzmi.
Mój drugi sposób na motywacje to wizualizacja
Czyli jeśli będę zarabiać więcej co będzie efektem mojego rozwoju - bo nic samo nie przychodzi - to kupię sobie coś pachnącego w Sephorze i coś miłego w H&M.
Będe mogła pierwszy raz w życiu odwiedzić w końcu morze i kupować Korze super karmę dla psio-wilczków.
Ale tak jak napisałam, życie nam nie daje cukierków na tacy tylko przepis na nie.
Czasami wychodzą gorzkie i rzadkie - ale ćwiczenie czyni mistrza.
Trzeci i czwarty sposób to kwestie, które rozumieją się same przez się:
Dobra muzyka i gotowanie.
Nie ma nic lepszego niż skomplikowany przepis na ciasto i stare piosenki - no dobra, jeśli dołączysz do tego majową burzę i zapach bzu to jesteś w raju.
Skomplikowane przepisy uczą mnie uwagi, pokory i dokładności.
A stare piosenki prostej prawdy, że marzenia się spełniają.
Z okazji Święta Mam, kilka rzeczy, których mnie moja Mama nauczyła.
1. Odwagi
Masz szesnaście lat i dowiadujesz się, że jesteś w ciąży - co robisz?
Dzięki Niej jestem na tym Świecie i robię to co kocham - rysuje, jem i gotuje.
Moja Mama jest najodważniejszą osobą jaką poznałam, wiele rzeczy miało miejsce w Naszym wspólnym życiu i nie były one łatwe miłe i przyjemne. Ale Ona była zawsze naszą siłą a my jej.
2. Prostoty
Moja Mama nigdy się nie robiła z siebie czupiradła. Z przerażeniem patrzyłam zawsze na niektóre Mamy będąc w przedszkolu, biegające w szpilkach i garsonkach, z trwałą jak kosmiczny kask i perłowymi ustami. Mnie witała uśmiechnięta Mama, z koszem wiklinowym pełnym zakupów - najczęściej jabłek we wszystkich ilościach. Moja Mama nosiła długie proste spódnice i piękne buty, na zmianę z getrami i męskimi koszulami. Kiedy jej twarz była pełna piegów, wiedziałam że już zaraz będą wakacje.
3. Zabawy
Moja Mama została w przedszkolu Panią Zimą. I była najlepszą Panią Zimą na całym świecie. No i moja siostra Aleksandra miała wymówkę żeby wcześniej wrócić z przedszkola do domu - w końcu nic tak nie działa na Mamę jak płacz dziecka.
4. Podróży zaczynającej się od pierwszego odważnego kroku.
Moja Mama nauczyła mnie kochać góry.
Tak po prostu. Nauczyła mnie cierpliwości i pokory. Bo nie każdy szczyt da się pokonać od razu.
Ale najważniejsze jest zrobić pierwszy krok.
Dzięki niej uwierzyłam w siebie i rzuciłam pracę w której zmarnowałam dwa lata, dzięki niej odważyłam się walczyć o swoje.
Kiedy stanęłam po raz pierwszy na włoskiej ziemi była zapewne ósma rano i w nocy padał deszcz, bo powietrze było świeże i pełne ciszy.
Myślałam o tym poście kiedy wracałam do domu.
Niebo było pełne gwiazd a nade mną szczyty Alp żegnały mnie z Włochami.
Wiem, że to jest moje miejsce na ziemi.
Wiem, że moje dzieci będą kiedyś biegały po starym domu z wielkim ogrodem.
To niesamowite, że czuję tą silną więź z tym krajem.
Magia.
Chyba wszystko zaczęło się kiedy będąc jeszcze w brzuchu mojej mamy poszłyśmy posłuchać opery Verdiego - Nabucco. - wpis z mojego notesu.
Układałam słowa bardzo długo.
Bo bardzo długo układałam samą siebie pomiędzy nimi.
Niektórzy czekali na moje wspomnienia z Bolonii.
A ja mogę tylko napisać, że mam złamane serce. Nie, żaden Włoch mnie nie zbałamucił, to po prostu piękne Włochy i magia która z nich frunie do mojego serca sprawiła, że tam poczułam się jak w domu. To nie jest tak, że nigdy wcześniej się tak nie czułam. Po prostu od zawsze jakiś kawałek mojego serca siedział i czekał na mnie we Włoszech.
Moja dusza jest wielką układanką, którą będę składać do końca życia. Czasami fragmenty pasują do niej jak ulał i zostają już na zawsze, zabliźniając poranione wspomnienia, czasami też jakiś kawałek mnie uwiera chociaż sądziłam, że pasuje jak ulał. Niestety wyrwanie go jest zawsze bardzo bolesne, czasami blizna goi się bardzo długo czekając na nowy. Przez to że zachorowałam bardzo się pogubiłam, ale nauczyłam się żyć w swojej samotności, żyć ze świadomością, że często nikt nie chce mojego towarzystwa bo po co spędzać czas z kimś kto ma zawias co pięć minut i gubi się w tym co mówi, nie może się skupić - chociaż w sercu do powiedzenia milion słów.
Czasami przekupuję ludzi ciastem, wtedy kiedy piekę to chcą rozmawiać.
Mój częsty dialog:
- Hej, może odwiedzicie nas w sobotę ?
- No nie wiem ( tu nastepuje panika w oczach i chęć wymyślenia wymówki), wiesz.... chyba mamy inne plany muszę to z nią/nim ustalić
- Upiekę coś dobrego
- aaa to bardzo chętnie.
Jest mi bardzo przykro.
Jest mi bardzo przykro, bo we Włoszech nie musiałam nikogo przekupywać ciastem (chociaż jedno upiekłam w podziękowaniu dla mojego Hosta).
Ludzie chcieli rozmawiać, chociaż mój angielski uciekał w stronę rosyjskiego i francuskiego to spędziłam najcudowniejsze cztery dni w życiu.
To jedne z tych dni, kiedy pomimo że śpisz po cztery - pięć godzin (co dla mnie chorej śpiącej po 16 godzin jest wyczynem) wstajesz rano szczęśliwy. Prysznic zajmuje Ci dziesięć minut a nie pół godziny, śniadanie jesz w kawiarence na rogu, recytując jak najpiękniejszy wiersz :
Uno cafe latte per favore !!!
I pijąc każdego ranka świeży sok pomarańczowy z sycylijskich pomarańczy czułam się jak w raju.
Pamiętam mój ostatni wieczór we Włoszech, kiedy sama późno wieczorem pobiegłam po pizze bezglutenową do pizzerii tak jakbym to robiła codziennie wieczorem. Wracając słuchałam w iPodzie muzyki z lat osiemdziesiątych i to było dobre uczucie. Bardzo dobre.
W zasadzie to nie wiem skąd ta muzyka, przecież zgrałam sobie piosenki z lat czterdziestych i pięćdziesiątych specjalnie na tą podróż. Chyba przez moment poczułam się jak Baby z Dirty Dancing - wolna, ładna i szczęśliwa.
Długo układałam słowa w zdania, żeby opisać jak cudownie czułam się przez cztery dni we Włoszech.
Jak w domu.
Celem mojej podróży były Targi książki i ilustracji dla dzieci - Bologna Childrens Book Fair na które w październiku wysłałam ilustracje do mojego Czerwonego Kapturka w wersji wegetariańskiej.
Tak w wegetariańskiej - ale szczegółów nie zdradzę bo nie mogę - książka być może zostanie wydana.
Tak wydana.
Tak, kilka wydawnictw z całego Świata chce moje ilustracje.
Tak, to pewnie potrwa.
Ale wierzę i czuję każdą komórką mojego serca że do końca tego roku będę trzymała swoja książkę w ręku.
Ponad trzy tysiące ilustratorów z całego świata wysłało swoje prace na ogromny konkurs który towarzyszy targom. Komisja miała ok trzech dni na wybranie ok 80 prac.
Skład komisji był czteroosobowy.
Nie zakwalifikowałam się na wystawę główną, ale dzięki temu otrzymałam darmowe wejście na Targi (karnet na cztery dni to koszt 70 euro ).
Więc jak tu nie jechać i nie biegać z portfolio?
Ja i Paula ze złamaną ręką na ogromnych targach ilustracji biegające ze swoimi pracami.
To musiało się udać!
Jest takie powiedzenie, że kiedy już zrobisz pierwszy krok i podejmiesz decyzję o spełnieniu swojego marzenia to cały Wszechświat Ci sprzyja.
Pojechałam do Bolonii na Targi książki i ilustracji dziecięcej i nauczyłam się tam wielu ważnych rzeczy.
najważniejsze :NIE BÓJ SIĘ.
To nie ważne co inni myślą o Twojej sztuce.
Ważne jest, żebyś z uśmiechem i pewnością ,że to co tworzysz jest dobre, pokazał innym że warto dać Ci swoją wizytówkę. Paula z którą mieszkałam u Giorgio korzystając z cudownej idei Couchsurfingu powiedziała mi bardzo ważną rzecz przed wejściem na Targi :
- You should know something about this Fair : When You show Your works it's just like a exhibition. Someone love it and someone hate it.
Ta prawda - czysta i prosta - towarzyszyła mi w kilometrowej kolejce do wydawców, w nocnym spacerze po Bolonii, w piciu wina w tawernie z siedemnastego wieku, nocą w ciasnej uliczce usłanej kocimi łbami. Towarzyszyła mi kiedy jadłam swoją pierwszą prawdziwą Włoską pizze i kiedy patrzyłam na niebo pełne gwiazd na tarasie mieszkania Giorgio.
Pierwszy raz od dawna czułam się piękna i szczęśliwa, a niestety od jakiegoś czasu tak nie było.
Pamiętam styczniowe popołudnie, kiedy okazało się że mój Czerwony Kapturek nie dostał się do głównej wystawy. Postanowiłam że pojadę tam i pokaże te ilustracje choćby nie wiem co!
I pojechałam na jedną z największych przygód mojego życia.
Są różne przygody - można pić tanie różowe wino w parku do rana z nieznajomym i zmienić tak całe swoje życie, można w ciągu jednego dnia zaliczyć wszystkie lodziarnie w swoim mieście, można chodzić po cmentarzu w poszukiwaniu najstarszego grobu.
Można też tak jaka ja, pojechać całkiem sama do obcego kraju, spać w obcym mieszkaniu u obcego chłopaka.
Powtórzyłabym wszystko.
Film zamieszczony przez użytkownika Karolina Łuć (@pannalola)
Nie mam z tego wyjazdu wielu zdjęć. Mam za to ten ostatni filmik, który obrazuje to co kocham we Włoszech.
Niespodzianki.
Idziesz sobie prostą uliczką, nagle skręcasz w bramę i BUM taki piękny dziedziniec.
Jestem tak ciężko zakochana w tym kraju, że moje serce łamało się na kawałki kiedy wyjeżdżałam.
Mam wiele historii i zdań, które trzymam w swoim sercu. Wybaczcie, że nie chcę się nimi tutaj dzielić, ale kiedy czujesz, że nadchodzi w Twoim życiu przełom, to trochę jak cisza przed burzą.
Czeka mnie wiele decyzji, niektóre już podjęłam. Inne czekają na długi nocny spacer i stare piosenki w uszach.
Ale wierzę , że są jakieś magiczne moce w nas samych które odpowiadają za spełnianie marzeń.
Magiczna wróżko, gdzie jesteś teraz?
To jest ten moment, kiedy możesz wszystko.
Ale najważniejsze jest to, że podejmiesz decyzję.
Tylko czy się odważysz?
Kiedy opuszczałam Bolonię, czułam się tak, jakby moje serce popękało na milion części i tylko podwójna dawka pizzy i wina mogłaby je posklejać.
A tu ani pizzy, ani wina.
*********** I think about this post on my bath, on my way-back to Poland, on very long walk with my dog Kora. I think about this post, when music in my ears sing to me about finding happiness. I don't even expect I find a lot of happiness in my Italy - yest 'MY' Italy. When I left my autocar in Bologna station I fell fresh air and something strange - I think this was something like my heart told me 'this is Your place' I don't know why but I feel this magic connection with Italy. I came to the Italy for the one big reason: Bologna Children's book Fair. This is a biggest Fair in the whole World and I feel very happy because I send my ilustration for this Fair and competition but They don't show my work. Instead of this, They give me free ticket for four days in the Fair ( for example - they will very expensive - 70) So Here I am .
Big Love to Paula for long talks and walks and just being with me in this beutiful city .
Big Thanks to Giorgio for hosting me and show me his beautiful city.