no title.
Gdyby
zmierzyć odległość moich dłoni od Twoich, wyszłyby trzy ulice,
dwa domy, ogromny park, czarna kuta w żelazie brama. Po prawej
stronie, tuż za bramą, szereg białych nagrobków z aniołkami
śpiącymi spokojnie.
Groby
dzieci.
Dalej,
prosto, kilka rodzinnych grobowców. Po lewej groby sióstr
zakonnych, ustawione w równym rzędzie. Sztywne za życia –
sztywne po śmierci.
Na
środku cmentarza stoi biała kaplica. Prosta i skromna. Trochę jak
latarnia morska, wyznaczająca ścieżki umarłym.
A
na końcu tej mrocznej alejki....
A
na końcu tej mrocznej alejki, mijając szeregi rzeźb kamiennych
aniołów, nagrobków bez właścicieli, jakieś dziwne mauzoleum
wyrastające z środka cmentarza jak wyspa – pod krzakiem róży –
śpisz sobie spokojnie Ty.
Zimno
Ci?
Mi
jest zimno co noc bez Ciebie.
Jak
rok temu Cię chowali, to pamiętam, że stałam nad wykopanym grobem
i zastanawiałam się czy mi nie zmarzniesz.
Mi.
Bo
Ty byłeś mój, a ja byłam Twoja. Już tak bardzo nie płaczę.
Od
kilku dni.
W zasadzie to chciałeś,
żeby Cię spalić po śmierci. Ale nie umiałam. Ja cały czas
myślałam, że wstaniesz mi z tej trumny. Chodziłam przez miesiąc
na Twój grób i kładłam się na zmarzniętej ziemi, słuchając
czy nie oddychasz. Nie drapiesz, nie chrapiesz, nie wołasz o pomoc.
Była tylko taka przeraźliwa cisza. A mi z każdym dniem coraz
bardziej brakuję powietrza.
Twoja szczoteczka nadal
stoi w kubku w łazience.
Tym, z którego się tak
bardzo śmiałeś, że wygląda jak doniczka.
Posadziłam Ci kaktusy
pod różami. Są tak samo pięknie niebezpieczne.
Odkąd Cię nie mam, nie
mam miłości.
0 komentarze:
Prześlij komentarz