Wczoraj był poniedziałek.
Podobno najgorszy dzień w roku. Przynajmniej tak pisali w 'Internetach'.
No to ja, oczywiście się dostosowałam.
I….
Spadłam ze schodów.
Nie, nie na twarz. Na pupę.
W ostatnim poście pisałam o kosmosie.
Drogi czytelniku, uważaj o czym marzysz.
Marzę o kosmosie - mam kosmos na prawym pośladku.
Spałam dzisiaj w pozycji bliżej nieokreślonej, żeby tylko mój spuchnięty tyłek wielkości pupy Nicki Minaj nie otarł się o nic.
Jak to dobrze że kołdra jest taka miła i ciepła.
Wczoraj z okazji wypadku miałam serię zdjęć, fajnie było, popatrzyłam sobie na moje kości. Pan doktor w czarnych skarpetkach do białych klapek (zbrodnia!) uznał
- Ma Pani piękne kości!
- Wszelkie pochwały należą się rodzicom - taki ze mnie żartowniś.
piszę o tym, bo puenta jest taka, że nie czekałam na lekarza 4 godziny a
4 minuty?
Jakoś tak . W szoku jestem do teraz, leżąc na brzuchu i pisząc. No dobra, jem też czekoladę.
Żałujcie, że nie widzieliście mojej miny jak wylądowałam z tych schodów na tyłku, pomiędzy kartonami w pracy.
Rozpłakałam się jak dziecko. Bo ja już tak mam. Stres zajadam czekoladą i zapijam rumiankiem, a ból przepłakuję jak czterolatek.
Więc tak bardzo, bardzo się cieszę że dziś mamy wtorek.
A nie… jeszcze czeka mnie droga do doktora na kontrole.
Kontrole tyłka.
He he he.
Wracam do szukania odpowiedniej pozycji do leżenia i katowania bajek Disney'a.
Tylko to mi zostało, oprócz kosmosu.
Na pupie.
L.
CONVERSATION
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
ojj, ja też kiedyś z koszami bułek z kolei, jak głupek poleciałam... Trzymaj się
OdpowiedzUsuń