to the moon and back.
Jak długo?
Kiedy?
Ile?
Czy?
Ile można?
Ile można leżeć i patrzeć w sufit z beznadzieją w tle.
Ten tydzień był dobry. Cudni ludzie, piękne spotkania.
Tylko że dzisiejszy dzień rozwalił mnie na łopatki.
Poszłam na zawody wspinaczkowe. Patrzyłam jak siedmiolatki śmigają po ścianie, dużo rozmów, dużo inspiracji.
I co?
I nie wiem, to może za osobiste, za dziwne. Mam do napisania artykuł o świetnym facecie, o wspaniałej pasji a utknęłam.
Tonę w oceanie smutku.
A czekolada tylko problem pogłębia.
Już męczy mnie ta karuzela.
Powinnam.
Musiałabym.
Chciałabym.
Ale i tak nic.
Tak wiele w głowie.
W sercu.
Wszędzie wszystkiego mam za dużo.
Poleciałabym na księżyc, poszłabym na tańce, włożyła czerwoną sukienkę w groszki i zapiła smutki mlekiem z miodem.
Jakiś pomysł jest.
Weź mnie na księżyc.
Kimkolwiek jesteś.
L.
0 komentarze:
Prześlij komentarz