Od kilku dni regularnie, czarnym żelopisem kupionym na poczcie podczas szału wysyłania zamówień kartkowych i portretowych, regularnie piszę jedną stronę dziennie. Kiedyś miałam od takich zapisków kalendarz i nosiłam go prawie zawsze w torebce. Jednak teraz stojąc przed obliczem wielkich zmian w moim życiu, uznałam, że potrzebuję czegoś co będzie na mnie czekało. Potrzebowałam swego rodzaju wieczornego rytuału, takiego co daje mi poczucie wolności. Nad czym mogę uronić kilka łez. A nic tak nie pomaga jak rozmowa z własną przyjaciółką - czyli mną samą. Kupiłam szary prosty zeszyt w linie.
I piszę.
Dlaczego warto pisać dziennik ?
To najpiękniejsze listy do samego siebie. Wspomnienia zapisane w wielkich emocjach i nadziejach. Smutki i małe wielkie szczęścia. Krople łez co rozmazały tusz, plamy z czekolady, zapach herbaty pomiędzy kartkami.
Drżące litery pisane miłością.
Na mnie działa to naprawdę bardzo dobrze. Myślę, że niejeden psycholog przyznałby mi rację , w sumie to jeden kiedyś poprosił żebym wszystko spisywała.
Ale ciężko jest zabrać się do pisania. Bo moment nie ten, muzyka nie ta, nie ten kubek herbaty, bo jeszcze prysznic, pies zachęca do tulenia. I takim oto sposobem spychasz swoją duszę gdzieś na bok. I ona tak sobie siada na komodzie. I czeka.
Czeka.
Twoja dusza, o której zapomniałaś wrzuca Ci do koszyka w sklepie niezdrowe jedzenie, zwęża nocą ukochane sukienki, maluje smutek w Twoich oczach i wzbudza panikę co noc.
Twoja dusza o której zapomniałeś daje się poniżać w pracy - fachowo to się nazywa Mobbing, ale jest tak smutna i samotna, że się sama za to obwinia. Bo przecież to Twoja wina, że Twój szef na Ciebie krzyczy, bo jesteś głupia, To przecież Twoja wina, że nie wpasowałaś się w klimat nowej pracy. No Twoja i tylko Twoja. A potem nagle Twoja dusza nieśmiało wychodzi z ukrycia i siada Ci na ramieniu.
Głosy
- Lola, coś jest nie tak. Tak nie powinnaś się czuć przed każdym wyjściem do pracy.
- Lola, nie możesz jeść tego.... i tego też.
- Lola , nie bój się.
I nagle tych głosów robi się więcej.
I sobie nie radzisz. Śpisz całe dni. Zaniedbujesz wszystko. Jesteś taka beznadziejna, że nawet nie potrafisz wpaść w histerię żeby się paradoksalnie wyciszyć.
I nagle wszystko przykrywa śnieg, wychodzi słońce. Kupujesz szary zeszyt. I zaczynasz pisać tym żelopisem kupionym na poczcie.
Bo na końcu wszystko sprowadza się do pokochania samego siebie. Tak po prostu.
I być może jestem mega wielce nudna i patetyczna. Ale dojrzewam na nowo i ten proces jest jednym z piękniejszych. Przypominam sobie zapach czekolady, z tyłu głowy mam stare białe kamienice, stos koszulek w paski w szafie i skarpetki w kropki. Czarne koronkowe majtki i olej kokosowy do ciała. Truskawkowe szminki, zapach Chanel, trzypiętrowy tort czekoladowy.
Na nowo ogarniam.
Z dziennikiem pod pachą i dobrym tłem.
Lola.
CONVERSATION
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
bardzo ładny i mądry wpis. też kiedyś pisałam i przestałam, może to dobry pomysł żeby do tego wrócić.
OdpowiedzUsuń