Książki. Najukochańsze literki na świecie. Te, które są na tych zdjęciach w większości towarzyszyły mi przez całe życie. No może poza Paryżem, bo dopiero gdy wyrosłam z mani na Disneyland (albo i nie), zapragnęłam wiosny w Paryżu.
Wiosna w Paryżu.
Dom Pippi w Szwecji.
Cudownie deszczowa Anglia.
Północ Polski- czyli secesyjny Poznań szlakiem Jeżycjady.
Książek jest wiele. Tych które skradły mi serce.
Ale o nich już pisałam.
Teraz piszę, wymyślam, układam.
Świetny artykuł o naszych sąsiadach zza Odry i ich wysokim poziomie czytelnictwa.
Aż wstyd, że zamiast wspierać rynek książkowy, wydawniczy to wspieramy jakieś durne małolaty w getrach z nadrukiem NASA.
O owych małolatach i tak zaraz będzie cicho. Bo ile można patrzeć na ombre hair, ombre nail, zdjęcia z promowanych wakacji etc.
Fajnie. Ale to bajka dla gimnazjum.
Obserwuję i patrzę.
I widzę dzicz.
To trochę tak jakbyśmy przez ostatnie pięć lat zapomnieli o korzeniach, marzeniach i prawdziwym życiu.
Dlatego kocham książki.
Bo naprawiają.
Połamane dusze.
Ocierają łzy. Czasami a raczej często- łzy produkują.
Nic odkrywczego dziś nie powiem, bo o książkach i ich magii mówię cały czas.
Jeśli nie J. to innym.
Najczęściej sobie samej,tuż przed snem.
L.
Aż chciałabym Cię ucałować za ten wpis, podobne książki kochamy, podobnie myślę co do "ombre hair", pasków i wygibasków - ale sama też biorę w tym udział. Kurcze, bawi mnie to;)
OdpowiedzUsuńTeż marzy mi się Paryż wiosną z ukochanym, ale to może jak dzieci podrosną, a my będziemy siwiutcy...
Lolu, byłam ostatnio w Katowicach, blisko Gliwic chyba? Pomyślałam o Tobie...może kiedyś się spotkamy? Będę robić za starszą ciocię;)