Kiedy w kwietniu wróciłam z Włoch, to postanowiłam rozstać się z Wytwórnią Pocztówek jak wówczas myślałam - raz na zawsze.
Łudziłam się wtedy, przepełniona wielką energią po Bologna Fierre , że to jest to co podpowiada mi serce. Serce mówiło wtedy wiele, wiele i wiele.
Cały mój zapał i chęci do wszystkiego uleciały, gdy w maju przyszło mi się zmierzyć z badaniami w Gliwickim Instytucie Onkologii.
Jest dobrze.
Potem przejściowe kryzysy w pracy i w końcu moje najcudniejsze w tym roku światełko w tunelu.
W A R S Z A W A.
I właśnie to światełko wyciągnęło ze mnie to wszystko co siedziało już bardzo, bardzo długo a nie miało jak wyjść przez moje wszystkie mroczne miejsca, które to wyciągnięte na wierzch przez chorobę nie dały się pokonać niczemu. Tak sobie teraz myślę, że Tim Burton albo Neil Gaiman mieliby używanie.
Ale nagle z tej ciemności zaczęłam wychodzić nieco pewniejszą nogą. Już nie chciałam więcej w niej tkwić i stać się wkrótce jakimś energetycznym wampirem - a było bardzo bardzo blisko.
Zaczęłam tak jak kiedyś
słuchać starych piosenek
oglądać stare filmy
czytać dużo, dużo dużo.
Ale najważniejsze to to, że pogodziłam się ze swoją chorobą. Że leki to już do końca, że czas się lepiej odżywiać jeśli chcę żyć.
A chcę żyć jak w bajkach : długo i szczęśliwie.
Jednak mimo wszystko ciągle mi czegoś brakowało. Przecież udało mi się samodzielnie zbudować małą społeczność na facebooku wokół Wytwórni. Przecież niektórzy mimo wszystko nadal pytają o kartki i inne takie.
Dlaczego nie miałabym do tego wrócić?
Musiałam się nieźle rozłożyć na grypę w tym tygodniu ale widać nic nie dzieję się bez przyczyny bo dzięki temu, że leżałam pod kołdrą i miałam małego doła, że zatracam się w swoim ilustratorskim nic nie robieniu to chyba pierwszy raz od dawna zamiast przytulić się do tego smutku, usiadłam i zaczęłam myśleć
ale w sumie dlaczego nie?
Czy chcę być smutna?
N I E.
Jedyną rzeczą oprócz gotowania, która mnie uszczęśliwia jak nie wiem co jest
R Y S O W A N I E
Byłam ostatnio w stanie stworzyć całą bajkę dla dzieci stojąc pod prysznicem i robiąc peeling mango więc kurde.
Mogę wszystko.
Odetchnęłam głęboko trochę tak jakbym zrzuciła wielki głaz z napisem c h o r o b a na dół wielkiej przepaści.
Usiadłam do mojego ukochanego drewnianego stołu do rysowania i na chwilę zamknęłam oczy.
Wróciłam do Wytwórni Pocztówek a tym samym Wytwórnia wróciła razem ze mną.
W zasadzie to pierwszy raz od dawna czuję, że wróciłam do domu.
L.
lubie placki
OdpowiedzUsuń