Lola i Cynamon - fragmenty

Cześć i czołem.

Moi kochani, wczoraj pojawił się tutaj wpis podsumowujący kończący się już rok. Dzisiaj rano w pociągu relacji Gliwice- Warszawa postanowiłam go usunąć. Bez sensu jest pisanie tutaj o tych wszystkich smutnych sprawach, które mnie spotkały.

One już były.

Przetrwałam je.
I od stycznia czeka mnie naprawdę ten przysłowiowy 'nowy start'.


A tymczasem przypominając sobie jaka kiedyś byłam zanim zachorowałam i szukając siebie od nowa w tej dziwnej dżungli , postanowiłam wrócić do spraw które były dla mnie jeszcze nie tak dawno wszystkim. Znaki są wszędzie. Że już nie wspomnę o tym, że siedzę w pustym Kościele i mówię sobie do Tego na górze jak to ja, trochę się wzruszam , dużo dziękuję i proszę o kilka małych spraw. A On w odpowiedzi zawsze daje mi znaki.

Zawsze.

Odkopałam w starych folderach niepublikowane dotąd fragmenty historii o Loli Mak.

Mój mały prezent dla Was - wiem, że niektórzy bardzo chcą, żebym skończyła tą książkę.

Kiedyś, napewno. I opije to różowym winem na dachu starej kamienicy patrząc na zorzę polarną w Jego szarym swetrze.

Fragmenty są chaotyczne i trochę nieskładne. Wybaczcie.



*********************************************************************************

Lola Mak nie czekała na Superbohatera, który pojawiłby się znikąd i odmieniłby jej życie. Nie czekała na Księcia z bajki na białym koniu, a jej warkocz nie był wystarczająco długi, żeby go spuścić z latarni morskiej. Mieszkając w tak małym retro miasteczku, usianym kocimi łbami nad brzegiem morza o iście szumnej nazwie Nadmorzem, ciężko było spotkać kogokolwiek pasującego opisem do jakiegoś amanta.

W zasadzie nie interesowałby jej żaden z nich. Miała małą kamienicę i pijalnię czekolady odziedziczoną po prababci oraz pustą starą fabrykę mydeł w której do dziś unosił się zapach lawendy i róż. Na dziedzińcu fabryki usłanym kwiatami i innymi roślinami stała wanna. Podobno robiono w niej uroczyste testy nowych mydeł. Ale to było sto lat temu. Teraz zostały tylko wielkie okna od ziemi aż do nieba, błękitno białe secesyjne kafelki i rząd białych kitli i czepków w starej drewnianej szafie - pachnącej oczywiście lawendą i krochmalem. Mydła zdecydowanie nie były bajką Loli Mak. Wolała spędzać bezsenne nocy upinając włosy w kok i stojąc w Jego ulubionej błękitnej koszuli na boso, mieszać w kuchni czekoladę. 

Jego już nie było. Umarł rok temu a Lola została sama jak palec, nie licząc siostry astronautki będącej chwilowo na Marsie i mamy badającej niedźwiedzie polarne na biegunie. 


Waniliowe chmurki

Wanna stała w ogrodzie. Była wśród krzaków róży a ścieżka do niej wiodła od wykafelkowanego pudrowymi kaflami tarasu. Czasami szło się do niej mijając robaczki świętojańskie przytulone do trawy. Czasami lampiony nad głową lekko powiewały od morskiej bryzy. Ale zawsze wanna pachniała wanilią. Ciężko się zresztą temu dziwić przecież Antonii Ptak był producentem waniliowych mydeł. Recepturę tą skrywał głęboko w swoim wielkim sercu, nigdy jej nie spisał. Pamiętał. To było takie ćwiczenie dla głowy jak pacierz co wieczór, odmawiany w samotności nad umywalką w łazience.Był ekscentrykiem. Dwumetrowym niedźwiedziem pachnącym lasem i najlepszą francuską wodą po goleniu. Co piątek po kolacji pachniał również cytrynowym tytoniem, który to buchając dymem z fajki roznosił swój nieznośny zapach po całym ogromnym domu. Dom stał przy ulicy różanej 13 i okna z kuchni wychodziły na piękne, nieobliczalne morze. Z zewnątrz przypominał piękny kawałek śmietankowego tortu. Jasną elewację przykrywał czekoladowy dach. Okiennice w odcieniach błękitu zawsze otwarte na oścież, zdradzały niechętnie tajemnice siedmiu pokoi , ogromnej kuchni, dwóch łazienek i wielkiej spiżarni pełnej smażonych owoców w cukrze.

Antoni był zdecydowanie najszczęśliwszy na całym świecie. Bo przecież mając tak wspaniały dach nad głową, pachnącą i szczęśliwą firmę oraz trzy przepiękne córki - trojaczki i boginię wśród kobiet, swoją żonę Helenę śmiałby jeszcze narzekać? Mydła były sławne na pół Europy, trzy siostry rosły jak na drożdżach, pokazując swoje trzy różne natury a Helena była coraz piękniejsza. Jej zaokrąglone biodra w koronkowych sukienkach i długie blond loki okalające okrągłą piegowatą twarz z przenikliwym spojrzeniem granatowych oczu, codziennie uwodziły jej męża tak samo niezmiennie od dwudziestu lat. Złoty okres w ich życiu trwał j od narodzin dziewczynek. I właśnie ów szczęśliwy czas już za chwilę miał skończyć szesnaście lat.

-Dziewczynki ! -  tubalnym głosem ryknął tatuś stojąc przy schodach. Jedną dłoń trzymał w kieszeni lnianych spodni, a drugą drapał się po karku. Puścił oko swojej ukochanej, gdy ta mijała go niosąc świeżo upieczone ciasto drożdżowe.

Dziewczynki! - ryknął raz jeszcze i już zaraz natychmiast dał się słyszeć głos jednej z nich.

- Ależ Tato, proszę nie rycz, ile razy Ci mówiłyśmy o naszym systemie? - wyniosłym głosem spytała Penelopa, najstarsza z nich o całe pięć minut - Tatusiu - dodała schodząc w jego stronę po schodach ubrana jedynie w koronkową halkę - czy Ty wiesz, że w naszej cudownej kuchni mamy windę? Tak na wypadek, jakby mamusia piekła swoje wspaniałe ciasto z malinami a Balbina miała znowu depresje i nie chciała zejść, czy wiesz, że można jej używać do komunikacji?

- Penelopo serce Ty moje, nie pouczaj ojca tylko zawołaj te dwie i proszę stawić się w moim gabinecie. Natychmiast!

Penelopa przewróciła oczami i z rozpędem otworzyła ogromne dębowe drzwi prowadzące do wspólnej sypialni trzech sióstr. Pokój  był ogromny . Na wprost stały trzy duże metalowe łóżka z zapadającymi się miękko materacami. Nad każdym z nich wisiał koronkowy baldachim przywieziony przez tatusia z Indii. Każda z panien miała swoją toaletkę. Wielkie okno po prawej stronie ze szklanymi drzwiami prowadzącymi na balkon, rozświetlało ten pudrowy przybytek. Pachniało drewnianą podłogą, pobliskim lasem i waniliowym mydłem. W zasadzie to w całym domu pachniało aktualnie waniliowym mydłem i truskawkami. Tatuś ze swoich podróży przywoził coraz to nowsze pomysły na ulepszenie receptury i zamykał się na całe dnie i noce w swoim gabinecie na parterze. Każdy w domu wiedział, że Pan Antonii jest pochłonięty na całego. Dało się wtedy wyczuć wanilię w różnych stężeniach, parujące kubki z earl grey’em i mocną kawą na zmianę oraz pomarańczowym tytoniem z fajki. Zapach w domu jest najważniejszy. W tym zdecydowanie pachniało miłością. 

- Tatuś nas prosi! - z leżenia plackiem wśród wykrochmalonej pościeli i marzeń o wielkiej miłości wyrwał Balbinę radosny okrzyk Penelopy - gdzie do cholery jest Nela? - Balbina spojrzała w górę i ujrzała nad sobą tą chudziutką buzię ze spiczastym nosem i zachodzącymi na policzki włosami ściętymi na modnego pazia.
  • Nie wiem - Balbina usiadła na łóżku i poprawiła ramiączka kwiecistej letniej sukienki. Upał trwał już ponad tydzień i każdą wolną chwilę przeznaczała na leżenie i marzenie. W zasadzie jak padało to też leżała i marzyła. Przecież każda pora jest dobra na snucie pięknych wizji.
  • Jak to nie wiesz? - Penelopa przysiadła obok i położyła swoją głowę na ramieniu siostry. Było ciepłe, miłe, miękkie i pachniało mydłem. Balbina była najgrubsza z nich trzech. Nie była wielkim grubaskiem, miała apetyczną figurę jak najpiękniejsze ciastko z kremem. Tylko, że jej wisienką na torcie były długie do pasa brązowe loki. Była marzycielką i mimo pięknej kobiecej figury i włosów nie potrafiła być szczęśliwa. I sama nie wiedziała dlaczego. Smutek po prostu przychodził jak stary przyjaciel na herbatę i wysysał z niej energię jak wampir. 
  • Myślę, że poszła do lasu się pohuśtać.
  • Czy Nela ma jakieś zmartwienie ? - Podniosła głowę i popatrzyła na zadarty nosek Balbiny usiany złotymi piegami.
  • Myślę, że nasza siostra przechodzi kryzys emocjonalny. Chciałaby już być dorosła a popatrz - wstała i kucnęła przy jej łóżku, wyciągając z pod niego drewnianą skrzynkę pełną porcelanowych lalek.
  • Serio, myślisz że trzymanie lalek po łóżkiem to oznaka dzieciństwa? - Penelopa podeszła do swojego i wyciągnęła identyczną skrzynkę, spojrzała na siostrę wymownie i podeszła do jej łóżka . I właśnie w tym momencie wydarzyło się coś dziwnego, Balbina zbladła, rzuciła się zakrywając swym całym ciałem łóżko i wrzasnęła 
  • ANI MI SIĘ WAŻ !
  • No weź nie żartuj- zaśmiała się nerwowo i podeszła bliżej.
  • Nie żartuję! Nie zaglądaj pod moje łóżko, proszę .
  • Dlaczego? - Nie zdążyła usiąść na przeciw gdy w ścianie zadźwięczał dzwoneczek informujący o przesyłce z kuchni . Penelopa podeszła, otworzyła metalowe drzwiczki a tam na porcelanowym talerzu w róże leżały trzy maślane herbatniki a tuż obok mała srebrna czarka pełna różanej konfitury. Pod talerzem wciśnięty został liścik.

Dziewczęta, nie mam czasu na Was czekać, idę do fabryki jak wrócę to porozmawiamy.
Mamusia przesyła smakołyki a ja dużo całusów!
Tatuś

  • Słuchaj, poszłabyś na dół zaparzyć mięty? Boli mnie brzuch od tych upałów, a ja rozłożę na stole nasz podwieczorek.
  • A nie idziemy po Nelę?
  • Jedna filiżanka mięty i pójdziemy, zgoda?
  • Zgoda! - z uśmiechem wypadła z pokoju do kuchni, zupełnie jakby zapomniała, o dziwnym zachowaniu siostry. Tymczasem Balbina gorączkowo policzyła, że ma jakieś siedem minut zanim wróci Penelopa i nie myśląc wiele wyciągnęła z pod łóżka trzy drewniane skrzynki, jedna za drugą. Po ciuchu uchyliła drzwi i upewniając się, że na korytarzu nikogo nie ma , podeszła na palcach piętro wyżej i otworzyła małe różowe drzwi które prowadziły na strych. Wróciła szybko i po cichu po skrzynki i wszystkie wniosła w głąb ogromnego pomieszczenia chowając je tuż za ogromnym kryształowym lustrem w złotej ramie. 


Tymczasem Nela Ptak ubrana jedynie w bawełniany kombinezon na ramiączkach który godzinę temu był jeszcze biały a teraz pełen błota, leżała na brzuchu pomiędzy trawą i patrzyła na drugi brzeg rzeki. Rzeka nazywała się Drama i płynęła pomiędzy Nadmorzem a Tragiasto. Te dwa miasteczka dzielił mały kamienny most ze strażnikami po obu stronach i surowym zakazem wejścia do Tragiasto mieszkańcom Nadmorzem i na odwrót. Zdawać by się mogło iż nie było sposobu na podpatrzenie życia po drugiej stronie mostu. Był za to zapach ogniska i czarnej kawy płynący z Tragiasto - tak inny w porównaniu do waniliowego Nadmorzem.
Nela Ptak odkryła to miejsce podczas jednej z wypraw na huśtawki. Wisiały na trzech wysokich dębach i były miejscem trzech sióstr Ptak na rozwiązywanie wszelkich problemów. Zwykły na nich siadać i bujać się w przód i tył aż wybujały wszystkie smutki. Pewnego razu Nela kątem oka zauważyła, że spomiędzy mchu i paproci dobiega cichutki szum wody. Korzystając z nieuwagi Penelopy i Balbiny zeszła z huśtawki i poszła za szumem
Gdzie leziesz ? - Penelopa krzyknęła ze śmiechem. Nela zamarła i z uśmiechem odwróciła się do sióstr.

- Muszę siusiu.

- A to idź, na zdrowie.

Skręciła w lewo na ścieżkę i mijając kilka drzew w głąb nagle znalazła się nad brzegiem rzeki, która w środku lasu była bardzo wąska. Na drugim brzegu stała czarna, żeliwna brama i ogromna szara willa. Wyglądało tam jakby nagle światu zabrakło szczęścia, Nela stała wpatrując się w wille jak zaczarowana, nagle nie wiadomo skąd na drugim brzegu pojawił się wysoki chłopak. Był ubrany w czarne spodnie i białą koszulę. Czarne loki, które zachodziły mu za ucho błyszczały w słońcu. Twarz miał bardzo opaloną i patrzył wielkimi czarnymi oczami prosto na Nelę Ptak. 
W pierwszej chwili chciała uciec, ale coś kazało jej nogom stać na miejscu. 

Coś ty za jedna?- spytał wysokim mrocznym głosem.
- A Ty? - wyprostowała się dodając sobie odwagi,
- Jestem Wiktor Mak, wnuk Króla Cyganów.
- Jestem Nela Ptak, córka Króla Mydeł. 
- Mieszkasz w Nadmorzem, nie widziałem Cię wcześniej w Tragiasto?
- Tak. 
- Pięknie u Was pachnie.
- U Was też….- chciała coś powiedzieć , gdy nagle dał się słyszeć krzyk Penelopy
- Neeeelaaaa! Chodź, idziemy !
- Muszę iść.
- Przyjdziesz jutro o tej samej godzinie? - zapytał Wiktor Mak z dziwnym smutkiem w głosie.
- Przyjdę, obiecuję. Ale…- zawahała się… - będę o świcie, gdy moje siostry jeszcze śpią. Inaczej nie dam rady.
- Będę czekał Nelu - obrócił się na pięcie i poszedł w kierunku willi.


Od tej pory Nela przychodziła każdego dnia o świcie przynosząc ze sobą zawsze herbatniki z różaną konfiturą i blaszany termos z mlekiem i miodem. Szukając sposobu na dzielenie się smakołykami Wiktor stworzył system polegający na rzuceniu Neli sznurka z zamocowanym kamieniem na końcu by ten dobrze trafił na jej brzeg. Wtedy Nela wstawała i mocowała koszyk. Stojąc i trzymając sznur na jednej stronie rzeki, podczas gdy Wiktor siedział po turecku na drugiej, tworzył się spad, po którym koszyk swobodnie frunął prosto na stronę Tragiasto. Odległość między nimi wynosiła cztery metry.
Cztery metry to było wiele i niewiele.
Niewiele gdy chcieli swobodnie rozmawiać.
Wiele, gdy Wiktor chciał czasami ją przytulić.

Zawsze był ubrany tak samo. W śnieżnobiałą koszulę i czarne spodnie. 

W zasadzie to dlaczego nie mogę Cię odwiedzić? - spytała pewnego razu Nela, popijając ciastko z truskawkami wodą z miętą.

- W zasadzie to możesz.

- Ale jak to? - oniemiała

- Chodź za mną - wstał i otrzepał spodnie z mchu

- Chyba obok. 

Nie odpowiedział, tylko ruszył szybkim krokiem. Szli równolegle do siebie kilka minut, rzeka wyraźnie zwężała swoje koryto. W pewnym momencie rozwidlała się na dwie części. Jedna wpadała do morza ukrytego pomiędzy choinkami a druga zawijała się w spiralę prowadzącą w las.
W najwęższym miejscu ktoś ułożył z drewnianych desek kładkę. Nela stanęła jak wryta. Dzielił ich od siebie tylko jeden metr. 
Tyle wspólnych wschodów słońca pomiędzy drzewami i nad kubkami z mlekiem. 
Chodź do mnie - Wiktor wyciągnął dłoń. Nela bez słowa ją chwyciła i już ją przyciągnął na swoją stronę.
Nela Ptak z Nadmorzem była w Tragiasto.
Nie patrząc mu w oczy , z bijącym szalenie sercem stwierdziła
Nie czuję różnicy.
- Im dalej w las tym ciemniej.
- ….
- Spójrz na mnie Nelu. Proszę - łagodnym głosem przekonywał. Ujął jej twarz w dłoń i spojrzał w te ogromne oczy, które z daleka wyglądały jak niebo z bliska przypominały sztorm.

Pomyślał wtedy 
To najpiękniejszy sztorm jaki widziałem. W moim sercu.

Nela wstrzymała oddech, zamrugała kilka razy i szybko od niego odskoczyła, z nerwowym śmiechem oznajmiła -
A więc to tutaj jest Tragiasto. 
Znamy się już sto dni. Odkąd wiosna postanowiła wybuchnąć zielenią. Zaznaczam każdy dzień w swoim pokoju, na ścianie obok lustra. Chcesz zobaczyć?

- Czekaj, powoli. Nic nie rozumiem. 

- Dobra. Tak jak i Ty ja również nie wiem dlaczego mieszkańcy Nadmorzem nie mogą być tutaj i na odwrót.  Dzieli nas kamienny most i jak się okazuję jest miejsce w którym te dwa światy mogą się spotkać. Czy teraz stało się coś złego? Czy nadeszła burza z piorunami, padłaś martwa albo zamieniłaś się w kamień?

- No nie - trzeźwo przyznała i oparła się o drzewo - wiesz, jeśli mogę to chętnie poznam Twój świat. Później jeśli będziesz chciał to poznasz mój. 



*************************


wybaczcie chaos w edycji dialogów. Trochę nie ogarnęłam.

Lola.



Share this:

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz