Fly me to the Monn.

Magiczny pyłek.

Kosmos.
Brokat.
Czekolada.
Majtki w kropki.
Czerwone pończochy.
Bajki Disney'a na dobranoc.
Stos gazet o modzie - bo szykuję.

Coś.

Niesamowicie kręci mnie kosmos i nauka. Głowię się od kilku dni jak połączyć kosmos ze sztuką.
Jak byłam mała bawiłam się w kosmos. 
Zaciskałam dłonie w piąstki i delikatnie przyciskałam je do zamkniętych powiek. Potem przyciskałam coraz mocniej i ukazywał mi się kosmos. To była moja ulubiona zabawa. 
Pamiętam naszą drewnianą, jasną podłogę w Pyskowicach. Pachniała pastą do drewna i czymś takim…może to las? 

Las pełen miłości.
A, bo las też mnie fascynuję. Kosmos na Ziemi. 

źródło: Pinterest.





Miłość jest jak kosmos. Wytwarza własne pole grawitacji, produkuje własne powietrze, dookoła nas sypie się milion milionów srebrnego i różowego brokatu.

I właśnie dlatego moją inspiracją został kosmiczny romans.



Moim ulubionym zdaniem, które sobie ostatnio często fruwa w mojej głowie jest

'namalowałam kosmos'.

Uwielbiam patrzeć na etap końcowy mojej ilustracji. Moim problemem jest to, że nie potrafię się czasami wystarczająco skupić.
Bo nie mogę się doczekać efektu. 

Ciągle uczę się czegoś nowego. 
Rysowanie mnie bardzo ogarnęło. 
Tak jakoś lepiej mi na duszy i sercu.
I być może każdy inny zmartwiłby się ciszą wokół mnie, ale wiem, że to dobry omen.
Mam czas na coś wielkiego.

Na tort czekoladowy z maślanym kremem i truskawkami.
Na lot balonem.
Na spacer po lesie.
Na głębokie oddechy o świcie w Pyskowicach.

Tak jest dobrze.

Jest kosmos, proszę Państwa. 


L.




Share this:

CONVERSATION

6 komentarze: