Big BUM! no title vol. 7.


Lola i cynamon.



Grudzień



Śnieg. Pamiętam jak rok temu spadał na ziemię, na cmentarzu. Stałam nad Jego trumną i zastanawiałam się nad tym czy nie zmarznie. Mieliśmy razem tylko jedną zimę, i tylko tą zimę z całego swojego życia pamiętam. Nie pamiętam tych wszystkich poprzednich zim bez Niego. A ta, która spada teraz na miasto i mrozi brzegi morza będzie moją pierwszą zimą bez Jego dłoni.

Lola Mak mieszka w Nadmorzem. Jest pierwszy poniedziałek grudnia. Godzina szósta nad ranem. Jak zwykle weźmie słuchawki wraz z muzyką, włoży je do uszu i popłaczę chwilkę w pościeli. Potem wstanie, ubrana w swoją pidżamę w kratkę i skarpetki w kropki, bo przecież już nikt nie ogrzewa jej stóp i pójdzie pod gorący prysznic. Owinięta w kremowy szlafrok, zaparzy sobie kubek earl grey'a, którego i tak zapomni wypić do końca. Popatrzy na zimne morze przez ogromne okna w swojej kuchni, zamknie oczy i obejmie się z całej siły ramionami.

Codziennie wstaję rano i jest zimno. Czasami myślę, że wolałabym się nie obudzić. Ale skoro moje oczy otwierają się codziennie każdego poranka, przez siedem dni w tygodniu, reszta ciała również reaguję. Więc wstaję rano, jest zimno, rześko i dziwnie. Idę do łazienki i myję twarz. Czasami się rozpieszczam i używam ciepłej wody. To nudne, senne i samotne poranki. Ryż na mleku z cynamonem, rumianek w różanej filiżance, kremowy szlafrok, skarpetki w kropki i cichy jazz w radiu. Jest grudzień, szósta nad ranem to środek nocy. Ale nie dla mnie. Śniadanie. Nie rozumiem, jak można rano nie zjeść śniadania? Jestem maszyną. Muszę tłumaczyć sama sobie, że teraz trzeba nastawić wodę w czajniku, otworzyć lodówkę, wyjąć z niej owoce i jogurt. To wszystko ułożyć razem na talerzu . Zalać rumianek, podgrzać mleko, rozmieszać z płatkami ryżowymi i zjeść. Od kiedy go już nie ma, całe moje życie stało się mechaniczną maszyną w której tkwię i marzę o tym, żeby czas się cofnął. Idę do przedpokoju. Muszę sprawdzić czy buty zdążyły się wysuszyć po wczorajszej wędrówce do latarni. Patrzę na ścianę. Jest usiana portretami i zdjęciami przodków, kochanków,listonoszy. Lepsze stanie niż leżenie. Kiedy odszedł, leżałam na podłodze, w sypialni, czterdzieści osiem godzin.
Najgorsze są noce.
Budzę się najczęściej gdzieś pomiędzy drugą a trzecią i cała się trzęsę. To jakby przygotowanie do śmierci. Te drgawki, ucisk w brzuchu, łzy.
Spinam wtedy włosy i idę do łazienki. Kładę się na zimnych kafelkach i płaczę z bezsilności nad tym bólem. Płaczę aż do zmęczenia. Milion głębokich oddechów, wyprostowane ciało. Rozluźniam się i idę znowu spać. Jest tak strasznie pusto. Obejmuję ramionami swoje ciało, zawijam stopy pod kołdrę i żałuję że nie mam odwagi skoczyć z latarni do morza.

Nie mam dla kogo żyć.

Rok wcześniej
 

Kiedy przyszli po jego ciało Lola leżała obok. Nie uroniła ani jednej łzy, tylko patrzyła w sufit i trzymała jego stygnącą dłoń w swojej zimnej dłoni i odmawiała 'Ojcze Nasz'. Potem posadzili ją na krześle w kuchni, na tym samym na którym siedziała mu na kolanach, kiedy pocałunki były ważniejsze od francuskich tostów. Kazali jej połknąć jakieś tabletki. Kazali jej iść do łóżka. Kazali jej zadzwonić do rodziny.

- Ale On jest moją rodziną.

Potem wynieśli ciało, w worku plastikowym i zamknęli drzwi.

Wstałam z łóżka.
Wszystko jest za mgłą.
Chcę umrzeć.
To się nie dzieję.
Nie!

Upadam na kolana. Nie mam siły wstać. Kładę się na drewnianej podłodze. Pachnie wanilią i lasem. Zamykam oczy. Dlaczego nie płaczę?

Wyje.
Wyje jak pies, jak wilk. Wyje i cała się trzęsę.
Jestem sama.

Zamykam oczy.

I leżę tak następne czterdzieści osiem godzin.

Lola Mak jest młodziutką kobietą o urodzie sześciolatki.
Lubi:
koszulki i sukienki w paski,
zapach grzanego wina,
owoce pod kruszonką,
zaparowane pomieszczenia,
truskawkową szminkę,
solony karmel,
czekoladę z suszonymi pomidorami,
zamarznięte jeziora, morze zimą.
Lubi też czytać książki do późnej nocy lub wczesnego ranka. Ma dziwne myśli. Lolę dotknęła tragedia, zwana szumnie miłością. I właśnie od tej pory już nie wierzy w miłość. Albo bardzo stara się w nią nie wierzyć. Pierwsza miłość jest szalona, dziwna. Czasami trwa całe życie a czasami kończy się aby dać miejsce nowej.
Lola nie wie, że właśnie w ten zaśnieżony grudniowy poniedziałek, o godzinie szóstej po południu, jej życie wkroczy w etap wielkich tajemnic.


Pracuje i prowadzi Pijalnię Czekolady w swoim małym nadmorskim miasteczku, w którym każdy zna każdego a zapach czekoladowych marzeń unosi się w powietrzu. Wokół kamienicy rodziny Mak w której mieści się owa Pijalnia unosi się magiczny zapach cynamonu. Można go czasami poczuć najsilniej tuż po zmroku. Kiedy to młoda i ostatnia dziedziczka czekoladowych tajemnic czaruję w swoim mieszkaniu na pierwszym piętrze.

Rodzina Mak swoją czekoladową maleńką potęgę zawdzięcza trzem siostrom trojaczkom: Neli, Penelopie i Balbinie. To właśnie one w latach dwudziestych dwudziestego wieku załozyły Pijalnię Czekolady.
Pewnego razu, w porcie Nadmorzem zacumował statek handlowy. Przystojny marynarz Bruno Mak, którego pasją było odkrywanie nowych smaków przywiózł ogromny wór ziaren czekolady i wielkie tajemnice na produkcje czekolady we wszelkiej formie. Statek odpłynął a Bruno został.
Bo się zakochał do szaleństwa w Neli.
Prababci Loli.


*********


Ciąg dalszy nastąpi. A ja jestem odważna i silna.
TAK.

L.

PS. boję się

Share this:

CONVERSATION

2 komentarze: