Tomatini amorini.

Pomiędzy jedną falą bólu a drugą to chyba normalne że człowiek w końcu głodnieje. Jednak. Ból nie jest mulący, jest atakujący i kujący. Ale to nie o tym.
O pomidorach.
Tak więc leżę w łóżku z moim przyjacielem termoforem Kazikiem i przeglądam blogi które uwielbiam.
A uwielbiam przede wszystkim te o jedzeniu.
A na nich milion sposobów na pomidora.

Więc dzisiejszy obiad sponsoruję gryczane penne i uduszone w oliwie z oliwek pomidory.
Kiedy obierałam sparzoną skórkę przypomniała mi się książka ' Smażone, zielone pomidory ' .
I przypomniała mi się moja przyjaciółka Ewa.

Gdybym swoje dwie najważniejsze przyjaciółki miała opisać za pomocą książek, które nas jeszcze bardziej do siebie zbliżyły to...
To byłyby to trzy książki.
Pierwsza to trylogia 'Jeździec Miedziany '  Pauliny Simmons.
Ach do dzisiaj pamiętam jak z wypiekamy na buzi czytałam MOMENTY z nad rzeki Kamy, tak pięknie opisane. Pod kołdrą, z latarką i głową pełną miłosnych uniesień.
O mamo!

Trylogia i 'pomidory' należą do Ewy. Ewa jest dla mnie jak siostra. Pachnie domem i czymś słodkim. Zresztą w jej domu też pięknie pachnie, trochę czuję tam przetworów, zielonych ogórków małosolnych, kawy z mlekiem i lodami waniliowymi. Jest też trochę balsamico i dymu z podwórka. Gdybym kiedyś miała mieć dom, to dom Ew, jest ideałem.

Jest też druga saga. Nazywa się 'Zmierzch'. Nie będę tutaj się tłumaczyć z tego, że przeczytałam tą książkę before it was cool or not. Niemniej jednak pokazałam ją Agacie i obie wpadłyśmy.
Ach nocami rozmawiałyśmy o Edwardzie idealnym.

Tak więc Agata to wampiry, rock, dom w Bukownie na skraju lasu i wspólny chłopak.
Och ale to historia na książkę . Tak sobie przynajmniej myślę.
Ale również Agata kojarzy mi się z pomidorami. Podczas gdy Ewa to pomidory duszone, smażone w zaparowanej kuchni, popijane grzanym piwem/winem, Agata to pomidory suszone w oliwie z oliwek z ziołami i kieliszkiem wiśniowej nalewki tatusia/mamusi. Bo rodzice Agaty robią najlepsze nalewki.
Tak.
Nie wiem z czym kojarzę im się ja, natomiast wiem, że w ten wrzesień mija dziewięć lat od momentu naszego poznania i było to najwspanialsze dziewięć lat w moim życiu.
Pamiętam nocne powroty z tańców, podczas gdy mówiłyśmy rodzicom gdzie to nie śpimy. Pamiętam straszne historie pod namiotem na placu domu Ew. Płacz po złamanym sercu po jednym, drugim, piątym i tak dalej chłopcu. Zimowe kilkugodzinne spacery z Agatą, miłosne dylematy i tabliczki czekolady z karmelem.

Swoje przyjaźnie zbudowałam nie na licznych imprezach i pijackich zobowiązaniach. Zbudowałam je na litrach herbaty z cytryną, garnku pomidorowej i rozmowach nocą. Piękną jesienią zakwitły nasze przyjaźnie.
I wiem, że będą trwać. I chociaż czasu mamy tak mało dla siebie to czuję ich obecność i wsparcie każdego dnia.
Kocham Was Pasztety !

L.

Share this:

CONVERSATION

2 komentarze:

  1. ja się staram zaprzyjaźnić z moją kuzynką, a tak to nigdy przyjaźni z kobietą nie udało mi się zachować (przyjaciół-mężczyzn mam ze 3, co mojego K. do szału doprowadza), życie.

    OdpowiedzUsuń