sweet november.

A więc mamy listopad. W powietrzu pachnie zimową nadzieją i coś dziwnego szczypie nos od środka. Wszystko dookoła zaczyna się świecić - bo święta za pasem. Zaczęłam listopad o kilku wyzwań. Największe przede mną - grudniowa wystawa. Trochę się boję, bo to piątek trzynastego.
I może to ja jestem za bardzo harda, że się uda. No musi się udać.
Jakoś.

Wszystko na opak. Zastanawiałam się wczoraj dlaczego mam taki dziwny nastrój.
Przedostatnia pigułka mi uświadomiła. If You know what I mean.

Listopad zapijam herbatą z dziką różą. Chciałoby się wódką z malinami. Zaczytuję się w "Cukierni pod Amorem", staję przed lustrem z plamą tuszu na nosie. Ogromny słoik nutelli jakoś załatwia sprawę. Czasami.

Zakończyłam pierwsze tygodniowe wyzwanie - ćwiczyłam z sami wiecie kim. W zasadzie to nic nie widać, ale cytując klasyk ' moja dupa prowadzi swoje własne życie' bardzo mnie zmobilizował żeby ruszyć wyżej wspomnianą bohaterkę  spod ciepłej kołdry i sennych marzeń.
A teraz...
Teraz chcę więcej przysiadów, wymachów. Ale cicho. Bo się nie spełni.

Na jesień trzeba sposobu, innej rady nie ma.
Moje sposoby to świece
ciasto marchewkowe
Calvin Klein w butelce i psikam a psik!
jak się trochę spocę. robiąc przy tym same fajne rzeczy.
Nouvelle Vague w iPodzie i kilometry spaceru.
Zupa pomidorowa.
Zapach nowego szkicownika.

A wasze?

L.

Share this:

CONVERSATION

2 komentarze:

  1. Moje? Uprane nowości z SH, stosy pachnących przy łóżku książek (zbyt wolno znikają...), grzane piwo lub/i wino z K. i mieszanka zapachów w knajpach + moje pytanie - czy naprawdę wyszliśmy w to zimno na miasto? A, i zapach mokrych łapek Lilki...

    OdpowiedzUsuń
  2. właśnie SH! jutro idę na łowy (:
    tylko sprawdzę stan konta.

    OdpowiedzUsuń