If I lose myself, I lose it all.

- Mamo, mówiłaś, że mamy zauroczyć Lolę inteligencją.

Czyli krótka historia o tym, jak łata się stare rany.

Rana na duszy byłą nie zagojona. Rozdrapywana, brudna, łatana byle jakimi obietnicami, wielkimi nadziejami i śmieszną wiarą. 
Dopiero przyjazd do Kotliny zerwał wszystkie stare i przetarte bandaże. Wyczyścił ranę na nowo wiosennym deszczem i zakleił plastrem o zapachu mlecznej czekolady.

Lola Mak siedziała na schodach starej kamienicy i widziała nad sobą góry oplecione wiosenną mgłą. W białej, kruchej i cienkiej jak lód filiżance gęsta czekolada łączyła się z zapachem malinowej konfitury.


Dzisiaj rano wsiadłam w pociąg i w ciągu godziny byłam w górach. Kiedy w moim iPodzie grał Beirut,  pociąg toczył się po torach na ich tle. Byłam jak zaczarowana.
Pomyślałam wtedy, że jestem w domu. 
Jestem w idealnym miejscu i czasie, a muzyka tyko podkreślała ten moment.

Jeszcze tydzień temu nie wierzyłam w cuda, a dzisiejszym cudem okazał się błękitny domek z białymi drzwiami, psem, kotem, śmiechem dzieci i pięknymi rozmowami.

Wracałam lżejsza o ogromny kamień na sercu. 
Wróciłam na trasę idealną - trasę do samej siebie.




Łatanie ran to kubek ciepłej herbaty, owocowy deser z czekoladą, pies co się go uwielbia od pierwszego wejrzenia.

To długie rozmowy i spokój w niespokojnej duszy.
To zachód słońca nad górami przebijający się przez chmury.

Dziękuję Madziu.
PS. Zajrzyjcie Tutaj, do jej świata.


Lola.

Share this:

CONVERSATION

1 komentarze:

  1. To ja dziękuję:)
    Bonisław jak zwykle boski! Właśnie pozdrawia Cię chrapaniem;).
    Fajnie, że dałaś zauroczyć się inteligencją...zasypiając śmiałam się wyobrażając sobie pawiana - samca alfa;)))

    OdpowiedzUsuń