Ciekawy przypadek Klary Hoff.

Klara Hoff doskonale pamiętała ostatniego Sylwestra. Minął miesiąc od Jego śmierci i w ostatnim dniu grudnia, usiadła na łóżku w swoim pokoju.
Jednym z pięciu pokoi jakie posiadała.

Usiadła i zobaczyła, że a i owszem śnieg spadł i pokrył wszystko bezpieczną bielą. Natomiast gdy stanęła przy ogromnym oknie, które wychodziło na park to jej oczom ukazał się najpiękniejszy wschód słońca jaki kiedykolwiek widziała. Dwie godziny później do drzwi zapukał listonosz doręczając ostatnie listy w tym roku. Klara zamarła kiedy dostała do dłoni kremową kopertę z zapisanym jej imieniem i nazwiskiem, prostą kreską i czarnym tuszem.
To był Jego charakter pisma.

Usiadła na brzegu łóżka i drżącą dłonią otworzyła kopertę. Wyjęła list a z jego środka wypadła prosta biała wizytówka klubu

Retro Taneczny
ulica Różana 100
/podziemia kremowej kamienicy/
Nadmorzem

list był krótki


Kochana Klaro,
ja już nie żyję. Ale Ty masz włożyć tą czerwoną sukienkę i iść zatańczyć.
Dla mnie.

Na zawsze Twój.

PS. Dosłownie na zawsze. he he he he.


Gdy z sufitu w klubie sypał się brokat i serpentyny, Klara siedziała w czerwonej sukience przy barze i  miała wrażenie, że wszystko dookoła niej dzieje się w zwolnionym tempie. Piła szprycer a z głośników głos Edith Piaf płynął po klubie śpiewając, że Non, Je ne regrette rien . W zasadzie to i tak było jej wszystko jedno. Nie zatańczyła ani razu, za to wdała się w żywą dyskusję z barmanem o wyższości Włoch nad Francją i  Nowy Rok bezczelnie wkradł się do jej życia obsypując ją złotym brokatem.

Klara Hoff była średniego wzrostu, obcinała włosy zawsze do ucha i korzystając z tego, że mimo swojej krótkiej długości nadal falują jak fale pobliskiego morza, zgarniała je za uszy odejmując sobie tym samy dodatkowych lat. Ciemne włosy i oczy idealnie kontrastowały z jej kremową bladą cerą i lekko zadartym nosem usianym piegami. W kieszeni płaszcza i przy łóżku zawsze stała truskawkowa szminka.
Pachniała cytrynowymi perfumami i czekoladą. 
Bo żyła z tego, że piekła czekoladowe ciasta. A nie były to ciasta byle jakie. Były idealnie wyważone. Pachniały wanilią, masłem i najlepszą wiedeńską czekoladą.
Wszystko co wychodziło spod jej dłoni było czekoladowe.

Ciasta
torty
babeczki
makaroniki
ciasteczka
ptysie oblane czekoladą
pączki w czekoladzie
krem czekoladowy z solonym karmelem, który robiła na zamówienie, tylko w wyjątkowych sytuacjach.

Słuchała wtedy Franka Sinatry i zawsze chciała z nim gdzieś odlecieć. Tak czy siak, nie obraziłaby się, gdyby miała taką szansę.
Wtedy napewno nakarmiłaby go ciastem czekoladowym na Księżycu.

Kilka tygodni później zmarła jej prababcia co było dodatkowym ciosem. Została sama i to nie jak palec, ponieważ obok palca zawsze jest palec. Fakt był taki, że Klara nie miała już na świecie nikogo dla kogo mogłaby rano zrobić tosty, kakao i przykryć go kocykiem gdy przyśnie na kanapie. 
Nikomu nie mówiła, żeby wyprasował jednak tą koszulę. 
Nikogo nie pytała czy ładnie jej jest w tej sukience.
Nikogo nie całowała w czoło.
Nikt jej nie przytulał w nocy, gdy koszmary wracały.

Nikt.
Prawa strona łóżka zimna i pusta.
Pięć pokoi w starej kamienicy to jak życie na pustyni a w dodatku jeszcze odziedziczyła starą fabrykę waniliowych mydeł i willę niedaleko morza.

Co ja mam z tym wszystkim zrobić?

Fabryka i sklep na rynku funkcjonowały bardzo dobrze przyciągając turystów i potencjalnych dużych klientów.
Ale przecież Klary nie kręciły mydła. Co prawda uwielbiała moczyć się godzinami w wannie czytając kryminały. No ale najbardziej skomplikowany przepis na trzypiętrowy tort, zawsze wygrywał z produkcją mydeł.

Pewnego dnia gdy zajrzała do fabryki dowiedziała się, że interesy idą tak dobrze, że sugerują iż zamknięcie małego sklepiku w rynku i wybudowanie Galerii Mydlanej znacznie rozwinie rodzinny biznes.

I tak oto maleńki sklep na rynku zamienił się w pracownię czekoladowych tortów. Granatowy szyld z białym napisem, skromnie informował

Klara Hoff

Czekoladowa Chmurka

Bo jak się okazało w pierwszy dzień otwarcia, sekretną specjalnością został mus czekoladowy z sosem wiśniowym.

I tak oto Nadmorzem miało swój czekoladowy raj, a Klara znalazła swój mały cichy kąt, gdzie nocami się zamykała na trzy spusty i śpiewała francuskie piosenki, stojąc boso w Jego koszuli. 

A niczego nieświadomy Stefan codziennie mijał ten przybytek słodkości, mijając go obojętnie. Bo przecież nigdy nie wiemy, że nasze przeznaczenie na nas czeka. Czasami wystarczy po prostu wejść.
I już jesteś w odpowiednim miejscu i czasie.


Podczas gdy Stefan, co piątek wrzucał do swojej papierowej torby butelki białego wina, Klara zaopatrywała się w zapas popcornu i gorzkiej czekolady z wiśniowym nadzieniem. Zaparzała cały dzbanek earl greya z cytryną (bez cukru) i zamiast tak jak Stefan, oglądać niebo- oglądała stare filmy.

Szum morza wyśpiewywał im miłość. Ale w Nadmorzem nic nie było takie oczywiste.

Był dzień gdy już prawie się spotkali na klatce. Klara akurat wychodziła z mieszkania gdy nagle, słysząc męski śpiew i gwizdanie cała zadrżała. 

Bo Klary Hoff nic nie kręciło bardziej niż dobrze śpiewający mężczyźni. A ten głos był tak seksowny, że generalnie mógł jej czytać instrukcję obsługi pralki.

Cofnęła się z powrotem do holu i przymknęła drzwi. Oparła się o ścianę i słuchała jak głos ginie powoli wspinając się piętro za piętrem.
Aż na poddasze.

Wszyscy coś dziedziczymy.

Klara starą fabrykę waniliowych mydeł. 
Stefan zakład pogrzebowy.
I tak naprawdę, obydwa dziedzictwa skrywały w sobie wiele tajemnic.




Lola.







Share this:

CONVERSATION

1 komentarze: