Co bym zjadła gdybym mogła.

Ten wpis chodził za mną odkąd trzy albo cztery lata temu wracałam pod koniec listopada z tańców w klubie, który był w podziemiach rynku w Gliwicach. Wracałam z Ewą lekko wstawiona winem o czwartej nad ranem i powietrze pachniało już zimą. Na ulicy Daszyńskiego, z piekarni wypływała magiczna mgła niosąca zapach drożdży rozpuszczonych w ciepłym mleku. Pachniało chlebem, zimą i perfumami które dostałam od dziadka. Stanęłam przed tą piekarnią i po prostu wdychałam.

Zaciągałam się tym zapachem i sama nie wiem kiedy po prostu się rozpłakałam.

W zasadzie to nigdy chyba nie robiłam scen, że nie mogę jeść tego co wszyscy. Kiedy moja młodsza siostra zajadała się przy mnie pachnącą drożdżówką i zerkałam na nią łapczywie zwykła mówić


- Karolina, to jest niedobre. Ale ja to muszę jeść bo nie urosnę.


Jednak zdarzało mi się regularnie podjadać gluten tłumacząc swojej trzynastoletniej głowie, że przecież nic mnie nie boli i lekarze się pewnie pomylili.

Nie pomylili się o czym się jakiś czas temu boleśnie przekonałam.

Teraz włócząc się w samotności tak przeze mnie lubianej , po ulicach tego wielkiego miasta, zaglądam czasami gdzieś na kawę albo słabego earl greya z cytryną.
I zawsze miła pani albo pan pytają

- a może jakieś ciastko do tego?

Najchętniej bym im odpowiedziała, że gdyby pachnieli świeżym chlebem to ich też bym zjadła, ale zamiast tego rzucam ostatnie tęskne spojrzenie za szklaną lodówkę wypełnioną po brzegi ciastami. Wyobrażam sobie, że jem to wspaniałe ciasto z kajmakiem i waniliowym kremem ubrana jedynie w Jego koszule na dachu w Paryżu.
Że zajadam się rogalikami z masłem i marmoladą.
Że łamię bagietkę i maczam ją w oliwie z ziołami i balsamico.

A potem uśmiecham się do obsługi i mówię

- Dziekuję, to wszystko.


Mam swoją ulubioną kawiarnie w Warszawie. Co prawda jest sieciowa, ale mieści się w starej kamienicy na wprost skweru Hoovera i earl grey jest tam pyszny.
Ostatnio przepadłam tam na dwie godziny zapadając się w miękkim fotelu i czytając bajkę "Piękna i Bestia". Bardzo wtedy potrzebowałam uwierzyć w jakieś cuda.


Gdybym mogła zjeść chociaż raz to wszystko bez żadnych konsekwencji to zjadłabym

Świeżą bułkę z pasztetem.
I ogórkiem kiszonym.


Taka jestem szalona.

Celiakia jest chorobą autoimmunologiczną.



Lola.




Share this:

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz