Run Forrest, RUN!

Bieganie.
Biegi przełajowe, maratony ( w moim przypadku maratony uśmiechu), jogging.

NIE.

Kiedy patrzę w lustro widzę siebie. Łał.
Widzę siebie nie taką jaką jestem w rzeczywistości ale jakoś tak z minusem kilogramowym zaprogramowanym na maj. Czyli mam dwa miesiące.

Nie chciałam tutaj pisać swoich postanowień, ten blog nie zamieni sięw fitness dziennik z relacją spoconej Loli po treningu.

Po prostu chyba słowo napisane i puszczone w świat ma jakąś moc i kryje w sobie obietnicę, tajemnicę i inne magiczne zdarzenia.

To co, chyba zostało jednak bieganie.

Ale ja tak nie lubię chyba...

Mam jeszcze Ewę Chodakowską na płycie i na fcb.

Hektolitry zielonej herbaty w siebie wlewam.
Niby biegam non stop w pracy.
Niby rzadko jeżdżę autobusem.
Ale wiosna i góry.
A nie wiosna, góry i zadyszka.

Co to to nie!

Babskie sprawy.

Dwa dni nie jadłam czekolady. Chyba że kakao na śniadanie się liczy?
Pilnuję swojego gluten free życia.
No i lubię się zmęczyć.
Spocić.

A potem uwalniać hormony !


 Maj.
Będziesz pięknym Majem.


L.





Share this:

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz