Sugar baby love.

 Do mnie też się uśmiecha czekolada. I cynamon i chilli. Czyli mięta i chemia w jednym. Swoją drogą po porządnej porcji czekoladowych endorfin warto zaparzyć sobie herbatę. Żołądek będzie wdzięczny. A dusza pozostanie nadal szczęśliwa i nic nie przeszkodzi nikomu w szukaniu ważnych odpowiedzi na ważne pytanie w fazie szczęścia.  Dzisiaj co prawda jeszcze nie jadłam czekolady, ale szczęście znalazłam zupełnie gdzie indziej. Wracałam sobie z pracy spacerując po niestety już częściowo wykarczowanych Gliwicach bo przecież zburzyli nam targowisko w centrum miasta, wycięli drzewa i gołym okiem wyłania się teraz Palmiarnia Miejska. Szkoda, bo Park Chopina wraz z Palmiarnią był magicznie ukrytym zakątkiem w centrum miasta. Chyba jest dla nas tym czymś, czym Central Park dla NY. Jakoś tak. Nic to. Spacerowałam, słuchałam radia , i myślałam o tym co się pisze. Do głowy wpadały dziwne dialogi, w nosie siedział cynamon, policzki się chyba lekko zaróżowiły i jakoś tak słońce wyszło nawet na chwilę. I po prostu poczułam szczęście. Takie zwykłe. Bo wiosna za chwilę, bo jakoś tak lżej w biodrach się zrobiło, bo mam fajny płyn do płukania i sobie zrobię za chwilę pranie jak wrócę, bo wypłata, bo J jest w domu i będzie dużo całusów. Tak po prostu. Kobieta z wąsami namalowanymi siedzi mi w głowie non stop.



Nie wiem dlaczego ale widzę wszędzie dużo pary, czerwieni na ustach i sukienek w róże. Słowa wchodzą wszędzie same, opisują banalne rzeczy. Układając proste słowa w piękne zdania. Aż chce się pisać, kochać, jeść i leżeć długo w wannie.

Tak jest.

L.

Share this:

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz