Guess what? I'm not a robot.






To może dziwne - przynajmniej dla mnie- ale brakuję mi słów w głowie, które zręcznie opisałyby moje wczorajsze emocje.
A było ich tyle, że chyba sam Freud nie wiedziałby jak je nazwać.
Dziękuję - to za mało.
Chciałoby się napisać że były łzy, był pot, była krew.
Ale nie było.
Ta wystawa, ten debiut mojej raczkującej książki, był szykowany na największym chilloucie.
Brzuch mnie bolał jedynie z radości.
Przybyły najważniejsze dla mnie osoby.
Było cudnie.
Nawet dzwoniące telefony ( pozdrowienia dla dziadka Andrzeja ! ) - nie popsuły odbioru.
Bo po co się stresować telefonem?
Dobrze że nikt nie miał dzwonka "ona tańczy dla mnie" - tak sobie teraz myślę.
No więc , tego...
Po prostu dziękuję. Z całego cynamonowego serca.
Jestem naładowana szczęściem do końca roku.
A potem zrobimy kolejny event z Panem Olkiem.
Bądźcie czujni - bo już są kolejne pomysły.

Buzinów miliony ze Sztabu Powstańczego.

L.

PS. Chciałoby się napisać tekst o wczoraj na miliard słów- ale jeszcze ich brak.

Share this:

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz