Kitchen memory.

Mam piękny dzbanek z IKEA.




( zdjęcie z przedwczorajszego śniadania.)

W ogóle lubię dzbanki.

I lubię jeść. Ale to nic nowego. Każdy lubi. Przez ostatnie miesiące trochę wydziwiałam, kombinowałam z jedzeniem. Z nowymi smakami. W eksperymentach pomógł mi mój brzuch. A raczej jego różne protesty. Bo za ostro, za słodko, za kwaśno. Za bardzo wysmażone, rozgotowane, niedogotowane. Aż jakoś tak westchnęłam sobie ostatnio w kuchni, kupiłam dwadzieścia jajek, dostałam od babci kilo soli, kilo cukru i postanowiłam postawić na podstawy.

Masło maślane.

Translator:

Jedzenie jest jak sztuka, od pomysłu po wykonanie. Najpierw są nieśmiałe próby, pierwsze razy smakowe i inne. Szkice które rysują się w głowie, zapach który nie wiadomo skąd mości się w nosie. To wszystko składa się w naszym wyobrażeniu na danie idealne. Na takie, które zabierze dech w piersiach lubemu, sąsiadce, mamie, kochance, a nawet psu. A może przede wszystkim psu?

Kiedy odbyłam chwalebną edukację w Liceum Plastycznym, byłam zbuntowaną na punkcie sztuki uczennicą. No bo jak to, nikt nie rozumie mojego stylu, kreski i pomysłów? A tu po prostu chodziło o to, że liczą się podstawy. Że z podstawami w małym paluszku ( moje są naprawdę małe) mój styl nabierze jeszcze większego wymiaru. I dłonie postaci nie będą już podchodziły pod dziwne anomalie genetyczne.

I właśnie tak samo jest z jedzeniem.Najpierw muszę nauczyć się idealnie przyprawiać ziemniaki, potłuc schabowego na obiad, opanować rosół...


 Duża frajda była, kiedy wyszła mi moja pierwsza tarta z jabłkami.


(zdjęcie przed, całości nie ma, zaginęło w żarłocznej akcji Pana J. )

I nic to , że zapomniałam dać cukru do kruchego ciasta tylko skupiłam się na idealnej proporcji wanilii. Byłam dumna, bo pod kruszonką skrywała się najlepsza rzecz na świecie - cynamon i jabłka. Nie wspominając o cukrze pudrze na wierzchu. Do takiej kombinacji koniecznie kubek gorzkiej herbaty i już.

Więc kupiłam sobie książkę kucharską : KUCHNIA POLSKA. I będę karmić J. siebie, sąsiadkę, babcię .

Swoje smakowe dzieciństwo wspominam przez pryzmat gołąbków, klusek śląskich z pulpetami, PRAWDZIWEGO barszczu czerwonego, naleśników z powidłami śliwkowymi ( idealny przysmak do czytania Astrid Lindgren). Było też wyjadanie z Aleksandrą vel siostrą vel młodszą , śmietanki w proszku, kakao Puchatek, cukru w kostkach i Nutella pakowana do dziobów prosto ze słoika.
Śledzie w śmietanie, sałatka jarzynowa, jajka z majonezem . Sernik na zimno z brzoskwiniami.

Och zgłodniałam.


Więc nauczę się wszystkiego od podstaw. Żeby nasze bliźniaki miały smacznie.


L.



Share this:

CONVERSATION

3 komentarze:

  1. Te podstawy to pojęcie względne...w moim plastyku też uczono mnie podstaw, po czym w Czechach delikatnie je zanegowano...może w kuchni też tak jest?;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wy też będziecie mieli bliźniaki...? :D

    OdpowiedzUsuń