White blank page.

Białe kartki leżą delikatnie rozrzucone na podłodze.
Delikatnie, bo są porozrzucane w swoim własnym ładzie i nieporządnym porządku.
Na podłodze leżę też ja i układam w całość życia.
Nie , nie jedno życie.
Ale kilka.
Będzie tego z jakoś dziesięć.
Może ciut więcej.
Nie, nie czuje się strasznie odpowiedzialna.
Nie jestem przerażona.
Jestem podniecona. Jak przed otwarciem najlepszej czekolady ze sreberka.
Co chwilę wchodzą mi do głowy migawki. Z mojego całego życia.....
Zdania powiedziane, niedopowiedziane. Scenki rodzajowe.
Śmieszni chłopcy - moje miłości platoniczne i życiowe.
Liczę na palcach ile ich było....
Możecie mi nie uwierzyć, ale przerobiłam dwunastu..
Intensywnie i pamiętnikowo.
Było ich dwunastu.
J jest trzynasty.
Szczęśliwy ,trzynasty.


W sumie to zaczęło się w przedszkolu.

Ale to nie ważne.


Wszystko w swoim czasie.
Wczoraj, po czterogodzinnym pisaniu spojrzałam w lustro łazienkowe.
Nie mogłam uwierzyć, że w moich oczach w końcu pojawiło się to coś, czego szukałam całe życie.
Nie wiem jak to się nazywa.
Ale uczucie jakie wywołuję jest lepsze niż seks.

No bez przesady...


Jestem i będę.
W najbliższym czasie nie skoczę z mostu na wiadukcie wprost pod koleje śląskie czy inne romantyczne wagony.

L.



Share this:

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz