Mirrors.

Z łóżka, spod kołdry w groszki przeniosłam się do kuchennego stołu. Wygodne krzesło pamiętające dziesiątki lat wstecz, okno na oścież, zieleń i wiatr. Duszne, zimne,dziwne powietrze. Zwiastun burzy. Trochę już poszarzało. Zagryzam wargi i biorę głęboki oddech. Ostatnio nic nie idzie po mojej myśli. Jakiś niepokój wkrada się bokiem odbierając jedną dłonią to, co jakiś czas temu mi przyniósł.

Pewność.
Plan.

Jestem ciekawa co będzie dalej, to trochę tak jakby cały świat zatrzymał się w miejscu a ja stoję gdzieś z boku i obserwuję. Obserwuję swoje monotematyczne poranki, swoje kubki herbaty z niedopitym końcem walające się od parapetu po stolik i boki łóżka.
Maj rok temu był identyczny. Buchał zielenią i zapachem bzu prosto w ramiona nosa. Chciałam wtedy zacząć biegać.
I pobiegałam kilka razy.
Ale jednego razu nie zapomnę.
Kiedy biegałam w deszczu. To był najbardziej oczyszczający bieg w moim dotychczasowym życiu.  Sama już nie wiedziałam czy to łzy czy krople spływały po policzkach .
Czułam się wolna. I lżejsza emocjonalnie o milion kilogramów.
Oczyszczenie przydaję się . Ze wszelkich toksyn, z pozornie bezpiecznych związków, z nadmiaru złości, z nadmiaru smutku i frustracji.
Zawsze myślę, że mam czas.
Na wszystko.
A czas leci tak szybko pomiędzy palcami .

Chciałam tylko napisać że jest pięknie mimo wszystko, a w szklance mam aż pół wody, i że mam dużo do powiedzenia, ale czasem nie ma komu.

L.

Share this:

CONVERSATION

1 komentarze:

  1. Jak to, przecież nam to mówisz:)

    Jak nie mam komu, to mówię do psa, może dlatego tak go kocham;)

    OdpowiedzUsuń