Just like chocolate heaven.

Dwadzieścia osiem.
Zostały dwie do celu.
Wlewam w siebie litry wody dziennie- moje nerki dziękują Bogu.
Zamykam oczy i daje się ponieść czekoladzie. Tak po prostu. Nie czekoladzie byle jakiej.
Za byle co.
Byle gdzie.
Czekolada to rytuał. Jedna kostka delikatnie rozpuszcza się w ustach, a moje kubki smakowe są w raju.
Och.

Moje wystawowe marzenie się spełnia. Tworzy się wciąż. Piękna stara fabryka. Stare okna, metal, wszechobecna biel.
I postacie, ilustracje.
I ludzie mi bliscy i obcy a potem bliscy.
I tarta z malinami, gruszkami, serem pleśniowym, z cynamonem.
Schłodzone białe wino.
Długie nocne rozmowy.
O sztuce, o miłości, o trupach w szafie.
O Tobie, o mnie.
I żeby zobaczyli i żeby żałowali i żeby dopingowali.
Albo jak nie to trudno.
To życie.
I trudno, i fajnie.
Bo tak.

Wczoraj widziałam piękną porcelanę.
Dzisiaj jakieś sny dziwne, fabularne. I tak bardzo, bardzo żałuję że nie spisałam ich, bo to była fabuła.
Fabuła życia.

L.

Share this:

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz