Goodbye Lenin!

Nie jestem znawcą filmów, zawsze oglądam je pod kątem kostiumów, kolorów, scenografii i muzyki. Tak naprawdę gra aktorska mogłaby dla mnie nie istnieć. Nie, nie jestem ignorantką. Po prostu najczęściej oglądam filmy z otwartą buzią i dreszczami na całym ciele. Bo kolory, muzyka, światło.

Do filmu Wolfganga Beckera miałam dwa podejścia. Pierwsze około miesiąc temu - po pół godzinie zasnęłam.
Dzisiaj rano - obejrzałam z zapartym tchem. Leżąc w łóżku, jedząc tosty i tocząc bitwę z J. o kołdrę wsłuchiwałam się w niemiecki, który tak jakoś dźwięczniej i wdzięczniej wpadał mi do ucha.
Fajnie.


Bardzo lubię jak coś robi na mnie takie wrażenie, że nie mogę przestać o tym myśleć np.
Film, książka, piosenka, mężczyzna etc.
Nie będę tu wypisywać nie wiadomo jakich tyrad nad tym filmem. Trzeba go po prostu zobaczyć. Chociażby dla samej muzyki Yanna Tiersena.
Och Yann........co ja robię z Tobą w myślach.

Szkoda że J. się film nie podoba, bo chętnie wpadłabym w dyskusję na jego temat. 
Dobry dzień dzisiaj był.
Jestem śpiąca i nabuzowana.
Jednocześnie.
Lawenda w wannie nie pomogła.
Dziesięć głębokich oddechów.
Och i przede mną dwa dni wolnego.
Tyle sprzątać.

L.

Share this:

CONVERSATION

2 komentarze: